Sprawa dotyczy petycji, którą o której pisaliśmy kilkanaście dni temu i dotyczy zespołu domów wielorodzinnych, stanowiących kolonię kolejową u zbiegu ul. Pocztowej i Chrobrego. W jej treści mieszkańcy skarżą się na sytuację, która od jakiegoś czasu występuje w obrębie ich osiedla i dotyczy wyładunku kruszyw, które prowadzone są na stacji towarowej.
Tło sprawy jest dosyć prozaiczne - wielu mieszkańców tych domów spędziła w nich całe życie. Jak sami przyznają, są przyzwyczajeni do przejeżdżających pociągów pasażerskich, a także do różnych składów towarowych, także tych przyjeżdżających na stację towarową. Problemem od jakiegoś czasu stały się duże ciężarówki, które wywożą materiały przeładowane z wagonów - dawniej, jak to mówią, były to zwykłe Stary lub Kamazy, które miały ładowność do 10-15 ton. Teraz pojawiają się pojazdy, zabierające nawet dwa razy więcej materiału.
Mieszkańcy spotkali się z radnymi miejskimi na Komisji Skarg i Petycji, by przedstawić swój problem i go wyjaśnić. - W momencie, kiedy ciężarówki dojeżdżają do bocznicy kolejowej, nie do złomu, ale bocznicy - są to pojazdy o tonażu ponad 40 ton. Jeżdżą jak szalone przez ul. Chrobrego prosto i od dworca. Były ograniczenia nacisku na oś, tonażu i prędkości - nie zwracają na to uwagi. Jeżdżą przez wąską ulicę w bliskim zasięgu naszych domostw - opisywała sprawę Beata Ratajczak, przedstawicielka mieszkańców. Jak dodała, efektem tej sytuacji jest to, że domy coraz bardziej ulegają uszkodzeniom. Sprawą interesowano wszystkie służby i urzędy, ale nikt w tej sprawie do tej pory nic nie zrobił: - Wiemy, że tam były kiedyś znaki ograniczające prędkość. Zostały wycięte - nie wiemy w którym momencie, bo pozostał tylko w glebie fragment wystającego słupka. Nikt nam nie chce pomóc, by wprowadzić to ograniczenie - przyznała.
Jak dalej dodała gnieźnianka, mieszkańcy już zgłaszali się do właściciela przedsiębiorstwa, który przyjeżdża po kruszywo: - Myśmy do niego wielokrotnie dzwonili z prośbą, aby chociaż zwrócił uwagę kierowcom na ograniczenie, by nie jeździli tak szybko. To on mi odpowiedział wprost - jest pani kolejną osobą, która dzwoni, w sensie po co mi pani zawraca głowę i dlaczego ja mam ponosić koszty inwestycji, kiedy to nie jest moja inwestycja - opowiadała. Wskazała, że pytała się o to, dlaczego kierowcy nie jeżdżą drugim wjazdem od strony ul. Konikowo, obok stacji benzynowej: - Tam jest dojazd do płytach, a on odpowiedział, że tam musiałby naprawiać płyty, a tu nie musi. To się pytam - każdy może sobie coś robić, a my jesteśmy bezsilni i bezradni?
- Problem polega na tym, że ten teren, o którym państwo mówicie, jest terenem kolejowym, zamkniętym. Nie jest objęty planem, ale jest terenem kolejowym. Nie ukrywam, że 2-3 lata temu był taki pomysł PKP PLK, by zostawić tylko rampę rozładunkową tylko tę, która jest koło państwa i zrezygnować z tej, która jest na Winiarach. Był taki pomysł, żeby wyremontować rampę i puścić wszystko właśnie przez ul. Chrobrego i Pocztową. PKP PLK wyremontowało jednak ciąg do Winiar i tam dalej jest bocznica. Rzeczywiście z informacji uzyskanych od PKP, nadal chce używać tej rampy jako załadunkowej i trudno jest właścicielowi terenu, który tam funkcjonuje od lat, zabronić takiego działania - przyznał wiceprezydent Jarosław Grobelny, dodając iż władze miasta nie mają możliwości wpływu na decyzję kolei. Dodał jednak, że jedyną możliwością jest podjęcie dialogu z PKP: - Jeśli pójdziemy na spór, to niczego nie rozwiążemy. Jesteśmy na takie spotkanie umówieni, by taką dyskusję podjąć, ale zawsze powstanie problem, bo jeśli rzeczywiście przekonalibyśmy PKP do tego, żeby korzystał z drogi na ul. Konikowo, to powstaje problem dość duży, że wypuszczamy ten ruch ciężarowy koło kogoś innego - przyznał wiceprezydent.
Zaproponowany pomysł stworzenia drogi alternatywnej, prowadzącej do ul. Pod Trzema Mostami, teoretycznie jest możliwy do wykonania, ale jednak wymagający wiele prac administracyjnych oraz inwestycyjnych, wymagających zgody PKP: - Z planistycznego punktu widzenia jest to zadanie bardzo trudne, dlatego też pozostaje kwestia podjęcia negocjacji - nawet z jednym dyrektorem rozmawiałem - na temat przyjęcia innego rozwiązania tonażowego. Zostało to wytłumaczone w ten sposób, że jeśli jest to ogólnie dostępna, w ramach struktury PKP rampa rozładunkowa, to oni nie mają możliwości powiedzenia, że przyjedzie samochód 20-tonowy, a 40-tonowy nie. To jest rampa otwarta - przyznał Jarosław Grobelny. Dodał, że wprowadzenie ograniczenia tonażu może być odczytywane jako szkodzenie działalności gospodarczej: - Jedynym narzędziem jest kwestia policji i inspekcji ruchu drogowego.
- Doszło do paradoksu, że dwie firmy jednej soboty doszło do szału, niemal szarpaniny. Jeździli na wyścigi, pod naszymi oknami, niosły się przekleństwa, dzieci to słyszały. Prosiliśmy o jakiekolwiek ludzkie zachowanie, a oni odpowiadali, że oni muszą to szybko - dopowiedziała gnieźnianka, wskazując iż sytuacje są już coraz bardziej skrajne.
Pomijając dyskusję, która wywiązała się wokół tematu podczas posiedzenia komisji, znaleziono jedynie kilka możliwości, które mogłyby ukrócić tę kwestię. Przede wszystkim byłoby to ustawienie ograniczenia prędkości na dojeździe do bocznicy i egzekwowanie tego. Ograniczenie tonażu spowodowałoby bowiem zamknięcie dojazdu na ten teren dla dużych ciężarówek. Dlaczego? Droga z płyt betonowych, znajdująca się przy stacji benzynowej na ul. Konikowo, tylko częściowo jest we władaniu PKP. Fragment bezpośrednio prowadzący do ulicy należy do Skarbu Państwa i nie ma przeznaczenia pod drogi. Tyle teoria, bo praktyka pokazuje iż sytuacja jest zupełnie inna. Sami mieszkańcy nie ukrywają, że być może problemu by nie było, gdyby ciężarówki faktycznie jeździły po prostu powoli, zamiast rozpędzać się i to na odcinku ulicy, który ma raptem 100 metrów długości (!).
Ostatecznie Komisja Skarg i Petycji złożoną petycję uwzględniła w części dotyczącej wprowadzenia prędkości i tonażu, przekazując ją do komisji zajmującej się organizacją ruchu w Starostwie Powiatowym.