Tym samym gnieźnieńskie pielęgniarki włączyły się w ogólnopolski protest, chcąc w ten sposób wyrazić swoje niezadowolenie dla zmian wynikających z nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Tym samym gnieźnieńskie pielęgniarki włączyły się w ogólnopolski protest, który odbywał się w całym kraju. Były to dwugodzinne strajki lub manifestacje - taka, jak przed tutejszym szpitalem powiatowym.
- Występujemy przeciwko tzw. ustawie Niedzielskiego, czyli oczekujemy, że rząd weźmie pod uwagę nasze postulaty i głównie zmieni współczynniki, które są krzywdzące. Nasza grupa zawodowa jest podzielona na kilka "kategorii", są to pielęgniarki ze specjalizacją z magistrem, tylko z magistrem lub tylko specjalizacją. Najbardziej krzywdząca jest grupa pielęgniarek, najliczniejsza zresztą, która swoje wykształcenie ma na poziomie liceum pielęgniarstwa bądź nie podjęła dalszej nauki z różnych przyczyn. Ta grupa traktowana jest na najniższym współczynniku, ma najniższe pensje niestety - wyjaśniała Agnieszka Liczbińska, członek Zarządu Związku Zawodowych Pielęgniarek i Położnych.
Strajkujące ustawiły się przed szpitalem rozwijając transparenty, na których zawarto treści żądania poprawy warunków pracy i ostrzeżenia przed tym, że wkrótce może zabraknąć rąk do pomocy w szpitalach.
- Wiem, że w naszym zakładzie pracy pielęgniarki kształcą się, robią specjalizacje, studia, ale są i takie, które tego nie podejmują. Być może również z powodów finansowych, bo wiadomo, że niestety to wszystko kosztuje, a także powodów czasowych - nie dostajemy na to urlopów, tylko cztery dni "szkoleniowego" a resztę musimy robić ze swojego wolnego - mówiła Agnieszka Liczbińska i jak dodała, osób w tej grupie zawodowej, będących w takiej sytuacji, jest najwięcej.
- Pielęgniarki są na pierwszym froncie opieki nad chorym, położne nad rodzącą i mamą z maluszkami. Taki człowiek, który przyjdzie prosto do pracy, nie ma takiego doświadczenia, jakby to mogło się wydawać. Ja już pracuję 33 lata i z całym szacunkiem do wykształcenia oczywiście, bardzo chwalę za wyższe wykształcenie, ale my nie miałyśmy możności zdobyć takiego w tych czasach - był inny system nauczania i nie było liceów czy studiów pomaturalnych, więc one wszystkie się garną do tego, by mieć wyższe wykształcenie - przyznaje Mariola Wincek, położna. Jak dodaje, choć należy doceniać zdobywanie wiedzy i kształcenie się przez nowe kadry, to jednak nawet po włączeniu w struktury personelu taka osoba musi podlegać stałej kontroli: - Mimo iż mam 33 lata pracy to mam niższą podstawę niż osoba, która właśnie przyszła do pracy z zerowym stażem pracy - nie ukrywa.