Protesty mieszkańców, które w ostatnim czasie przybrały różne formy, spowodowały iż Zakład Zieleni Miejskiej, który jest inwestorem zadania związanego z rewitalizacją tego obszaru, podjął nagłą decyzję. Stało się to po tym, jak niezależnie od siebie wpłynęły dwa wnioski od ornitologów, na bazie których zdecydowano wstrzymać wycinkę.
- Decyzja, jaka w chwili obecnej jest, na tę inwestycję i wycinkę drzew mówi o tym, że wszystkie drzewa, jeśli są wycinane lub pielęgnowane, były pod nadzorem ornitologicznym. Taki nadzór ornitologiczny jest, drzewa zostały przejrzane przez ornitologa i siedliska zostały zbadane. Ornitolog sporządził swój operat, który został załączony jako załącznik do wniosku Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska jako wniosek o derogację i obecnie czekamy na decyzję. Jeśli ją dostaniemy i będzie pozytywna, będziemy kontynuować, a jeśli nie to będziemy starali się uniknąć kolizji z przyrodą i ominiemy te drzewa - przekazała Małgorzata Kania, kierownik ZZM. Jak przyznała, decyzja o wstrzymaniu wycinki jest chwilowa i obecnie nie wiadomo jak długo przyjdzie czekać na decyzję - może to być także za miesiąc. Nie koliduje to jednak z prowadzonymi obecnie pracami w rejonie Skweru im. Miasta Speyer. Dodała także, że nikt nie wycina drzew, na których stwierdzona jest obecność gniazd ptaków.
- Samosiejki klona jesionolistnego, które zamierzamy usunąć w ramach tej inwestycji, znajdują się na tyłach starego amfiteatru. W miejscu, gdzie ma być ścianka wspinaczkowa. Mówimy o drzewach, które mają grubość mojego nadgarstka, dwu, trzy, czteroletnie, czasem dziesięcioletnie. Są to drzewa samoposiane, gdyż klon jesionolistny ma to do siebie, że bardzo szybko się rozprzestrzenia, jest gatunkiem inwazyjnym i bardzo ekspasywnie rozprzestrzenił się na tym terenie - przyznała Małgorzata Kania, dodając iż w zamian za to ocalone są inne gatunki, które obecnie są "zaduszane" przez rosnące klony: - Ten teren, z którego ten klon ma zostać usunięty, to teren takiego wychodka, toalety publicznej. Tam jest papier na papierze i trzeba to powiedzieć, że jest to wychodek publiczny i nikt z tego nie korzysta. Naszym celem jest stworzenie, by ten teren był przejrzysty i widoczny. Obecnie aż strach tam wchodzić i kogokolwiek wpuszczać, teren zupełnie nieużywany, zapuszczony i przekształcony w taką melinę - nie ukrywa kierownik ZMM.
Jak dodaje Małgorzata Kania, w sprawie wycinki "nic nie jest wycinane tak jak leci", a przy tym pod uwagę brać trzeba także bezpieczeństwo osób korzystających z tego terenu w przyszłości: - Mając wiedzę taką, jaką mamy, o chorych drzewach, zajętych przez grzyby, kruchych, łamliwych, żeby je wyeliminować i wprowadzić szybko rosnące gatunki - nie ukrywa kierownik.