Prawie pół wieku po wydarzeniach, które miały miejsce w Poznaniu, Bolesław Piotr Kasprowicz, syn Bolesława Michała Kasprowicza (gnieźnieńskiego znanego przedsiębiorcy i działacza), spisał wspomnienia ze swojej młodości w formie książki. Dzieło zatytułowane „Byłem juniorem” wyszło nakładem Wydawnictwa Morskiego w Gdyni w 1965 roku.
Na kartach tego swojego rodzaju pamiętnika, Bolesław Kasprowicz wspomina także najbardziej przełomowy czas związany z wybuchem powstania w Wielkopolsce i opis tego, co się działo w Gnieźnie. Ponieważ pewnym jest, że wielu osobom publikacja ta nigdy nie była wcześniej bliżej znana, poniżej przedstawiamy fragmenty tych wspomnień, jako ciekawą formę powrotu do tamtych wydarzeń. Tych, które stały się udziałem nie tylko juniora, ale wszystkich mieszkańców Grodu Lecha ponad sto lat temu.
W trzeci dzień świąt, 27 grudnia 1918 roku, udałem się rano do Poznania. Zanim przejdę do relacji zdarzeń tego pamiętnego dnia i kilku następnych, muszę tu zaznaczyć, że nie piszę nawet przyczynku do historii Powstania Wielkopolskiego, pragnę tylko utrwalić pewne zachowane w pamięci fragmenty, które, jak sądzę, nie powinny zaginąć, gdyby nawet miały być jedną z najmniej ważnych kartek żółknących później w archiwum tego zrywu narodowego. Sprawy poruszane w tych „migawkach” są poza mną tylko niewielu osobom znane, przeto wydaje mi się, że mam prawo, jeżeli nie obowiązek, utrwalić ten strzęp zdarzeń, wówczas zawierających dla mnie najgłębszą treść emocjonalną.
W Poznaniu nastrój panował odświętny, na domach flagi o barwach narodowych. Pięknie udekorowano Hotel Bazar, w którym zatrzymał się Ignacy Paderewski, w przejeździe do Warszawy. Przybył z Gdańska (dokąd dowiózł go aliancki statek wojenny), pokonawszy trudności czynione mu przez władze pruskie chcące przeszkodzić dalszej jego podróży do Poznania.
W południe tego dnia ludność polska urządziła Paderewskiemu przed Bazarem owację. Na dachu Hotelu Miliusa, naprzeciwko Bazaru na Placu Wolności, powiewały flagi polskie i alianckie. Nagle od strony obecnej ulicy 3 Maja wyłonił się kontrpochód niemiecki, w celach wyraźnie prowokacyjnych. Szli w pochodzie wojskowi i cywile oraz najbardziej chyba szowinistyczny i polakożerczy element niemiecki - umundurowane pielęgniarki, tzw. „szwesterki”.
Pochód, śpiewając „Deutschland, Deutschland über alles”, stanął przed Hotelem Miliusa. Delegacja pochodu, z jakimś oficerem na czele, weszła na dach, ściągając i bezczeszcząc flagi alianckie. Choć polskich flag nie ruszono, był to jednak casus belli, była to iskra zapalająca. W tej właśnie chwili wybuchło Powstanie Wielkopolskie, wybuchło pod oknami pokoju Paderewskiego w Bazarze.
Teraz już zdarzenia następowały po sobie w tempie błyskawicznym. Stojąc prawie pod Bazarem widziałem, jak komendant Straży Ludowej Maciaszek (późniejszy prezydent m. Bydgoszczy) wydawał rozkazy. Drugą stroną ulicy wracał ów oficer pruski, sam, gdyż pochód niemiecki znikł nagle, jakby pod ziemię. Młodzi chłopcy-powstańcy poczęstowali go kolbami.
Zaczęło się robić gorąco, strzały w śródmieściu padały coraz gęściej. Powstańcy zaczęli ostrzeliwać Prezydium Policji. Walka dookoła tego gmachu trwała do wieczora. Natarcie szło od ul. Rycerskiej. Tam poległ pierwszy żołnierz Powstania Wielkopolskiego - Franciszek Ratajczak. Ulica nosi odtąd jego imię. Około godziny 20 powstańcy objęli gmach Prezydium Policji. Tymczasową komendę objął ppor. Jerzy Kubicki, zamknąwszy w domowym areszcie pruskiego prezydenta policji v. Knesebecka.
Na dworzec dostałem się okrężną drogą. Towarzyszył mi wzmagający się warkot karabinów maszynowych. Powstanie w sercu Wielkopolski rozgorzało na dobre. Wiedziałem, iż było ono od dwóch miesięcy przygotowywane przez swych przywódców Mieczysława Palucha i Bogdana Hulewicza - na czele sztabu oficerów i podoficerów Polaków. Duch bojowy poznańczyków nie zawiódł, a psychoza rozkładu ogarniająca garnizon pruski sprzyjała szybkiemu opanowaniu miasta przez Polaków.
Wróciwszy około godziny 21 do Gniezna, udałem się wprost do Hotelu Centralnego, gdzie obradowała Miejska Rada Ludowa. Kilkakrotnie musiałem powtarzać widziany na własne oczy fragment początkowy powstania. Jednocześnie przyniósł ktoś wiadomość, która potem okazała się nieprawdziwa, ale która w danym momencie podnieciła jeszcze bardziej umysły. Według tej wieści do Gdańska miały zawinąć okręty alianckie wiozące armię polską z Francji, tzw. Armię Hallera. Jak wiadomo, armia generała Hallera przybyła nieco później drogą lądową, na skutek protestu pokonanych Niemiec, które obawiały się, iż po wylądowaniu w Gdańsku mogłyby wojska te zająć miasto. Premier angielski Lloyd George czuwał, aby "uratować" Gdańsk przed wcieleniem go do Polski.
W każdym razie w nocy z 27 na 28 grudnia 1918 roku niewiele osób spało w Gnieźnie spokojnie.
Ciąg dalszy nastąpi
Hotel Centralny - kamienica przy obecnej ul. Mieszka I 17, dziś budynek mieszkalny.