Temat, w którym starosta zdecydował się wypowiedzieć, dotyczyć ma kadencji starosty Beaty Tarczyńskiej. Jak stwierdził, kilka tygodni temu otrzymał pismo o chęci wykorzystania zaległego, czteromiesięcznego urlopu przez byłą sekretarz z tamtego okresu, którym była Kinga Włodarczyk-Przybyła.
- 8 października wpłynął do mnie wniosek, który faktycznie pani Kindze się należy, ale patologią całej tej sprawy jest fakt, że pani była sekretarz miała niewykorzystane ponad 100 dni urlopu. W tym przypadku doszło do wykroczenia, za które ponosi odpowiedzialność starosta, który jest osobą kontrolującą to, co się dzieje w Starostwie. O tym mówi Kodeks pracy. Konsekwencją tego jest to, że pani Kinga, która miała tak bardzo duży zaległy urlop jest to, że od 8 października przez najbliższe pół roku Starostwo Powiatowe będzie musiało wypłacać, nie mając swojego pracownika, spore wynagrodzenie - stwierdził Piotr Gruszczyński, wskazując iż była sekretarz miała wynagrodzenie na poziomie 13,5 tys. złotych oraz 1,7 tys. zł z tytułu audytora wewnętrznego w szpitalu: - Doszło tu do naruszenia pewnej etyki, bo dyrektorem szpitala był polityk PiS-u, a pani Przybyła była i chyba jest nadal ściśle związana z tym ugrupowaniem politycznym. Audytor jest od tego, by wychwytywać pewne uchybienia i wprowadzić element kontroli, a trudno jest kontrolować kolegę po fachu.
Obecnie sekretarzem Powiatu jest Małgorzata Matczak, która zastąpiła na tym stanowisku Kingę Włodarczyk-Przybyłę. Jak stwierdził starosta, o poprzednio pełniącej tej funkcji: - Od 2006 roku jest pracownikiem Starostwa i bardzo mocno została doceniona w kadencji, kiedy władzę przejął PiS i awansowała na sekretarza. Osobę, która jeśli chodzi o wynagrodzenie, w mojej ocenie była najlepiej zarabiającym urzędnikiem w powiecie gnieźnieńskim. Dalej starosta dodał, że za jego kadencji była sekretarz była tylko dwa miesiące pracy, po czym wzięła urlop macierzyński. Wniosek o zaległy urlop wpłynął po jego zakończeniu.
Skontaktowaliśmy się z Kingą Włodarczyk-Przybyłą, która jednak po krótkiej rozmowie przekazała nam, że póki co nie zamierza na tę chwilę odnosić się do słów starosty. Dodała, że nie pełni już funkcji publicznej i nie rozumie, z jakiego powodu informacje o jej osobie są upublicznianie. Powiedziała także, że nie zamierza tej sprawy zostawić w taki sposób i ocenia słowa starosty jako nadużycie.
Według naszych nieoficjalnych ustaleń, jest to też jedna z prób "odwetu" Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego za zarzuty kierowane od jakiegoś czasu osoby związane z PiS. Chodzi chociażby o kwestię zastępcy dyrektora szpitala Mateusza Hena oraz jego karalności. Dziś Piotr Gruszczyński stwierdził iż wysłał pismo do parlamentarzysty, w którym wskazuje iż to za rządów PiS wprowadzono przepis, niewymagający przedstawiania takich dokumentów ze strony osób aplikujących na stanowisko inne, niż dyrektorskie.
Dodajmy także, że na poprzednich dwóch sesjach Rady Powiatu Gnieźnieńskiego radni opozycji wyciągnęli niektóre personalne kwestie, które mogły się nie spodobać Zarządowi. Jedną z nich było to, że syn Piotra Gruszczyńskiego został przedstawicielem Powiatu Gnieźnieńskiego w radzie Muzeum Początków Państwa Polskiego, a także fakt iż jednym z dostawców materiałów biurowych dla jednostek podległych Starostwu ma być firma, której właściciel jest personalnie związany z posłanką Pauliną Hennig-Kloską. Temat wywołał dość gorącą wymianę zdań w trakcie obrad. Czy polityczna wojenka w powiecie wkracza na nowe tory? Trudno w tej chwili odpowiedzieć.