czwartek, 06 września 2018 13:09

„Tu nie chodzi o zwierzęta, tylko o pieniądze”

 
„Tu nie chodzi o zwierzęta, tylko o pieniądze” archiwum redakcji

Przed gnieźnieńskim sądem odbyła się przedostatnia odsłona sprawy wytoczonej przez Rajmunda Gąsiorka, który oskarża działaczy Stowarzyszenia Otwarte Klatki o wtargnięcie na fermę w Pawłowie.

Ostatnie posiedzenie miało miejsce w maju, a w jego trakcie przesłuchano świadków. W miniony poniedziałek przyszedł czas na przesłuchanie prezes organizacji Dobrosławy Gogłozy oraz ostatnie słowo obu stron w tej sprawie.

Przypomnijmy iż Rajmund Gąsiorek przegrał pierwszą sprawę, wytoczoną Stowarzyszeniu Otwarte Klatki, któremu zarzucał naruszenie dóbr osobistych. W związku z tym oskarżył działaczy tej organizacji o wtargnięcie na teren fermy, na której rzekomo mieli wykonać zdjęcia i filmy pokazujące sposób przetrzymywania zwierząt futerkowych. Oskarżeni, Julia Dauksza oraz Paweł Rawicki, przyznali się do tego czynu w trakcie pierwszej, marcowej rozprawy przed Sądem Rejonowym w Gnieźnie.

Posiedzenie rozpoczęło się od przesłuchania świadka, które rozpoczął Sędzia Sądu Rejonowego Paweł Longier. Na pytanie o to, czy oskarżeni weszli na fermę z własnej inicjatywy czy całego stowarzyszenia, prezes odpowiedziała: - Na pewno jako stowarzyszenie staramy się wiedzieć, co się dzieje na fermach, a z drugiej strony nie działa to w taki sposób iż umawiamy się i planujemy coś dokładnie. Dopytana w tej kwestii odpowiedziała: - Wydaje mi się iż ciężkie jest zdefiniowanie co oznacza, kiedy planuje to stowarzyszenie, czy że wszystkie osoby decyzyjne jednocześnie zgadzają się i coś planują... Wiele rzeczy, które podejmuje organizacja, funkcjonuje w taki sposób iż osoby, które są decyzyjne, mają dosyć dużą swobodę (...). Mamy dużą swobodę podejmowania działań, co jest związane z tym, jak zarządzamy organizacją - mówiła Dobrosława Gogłoza, dodając iż zarząd "ustala cele, a nie konkretne zadania". Przyznała jednak iż jeden z oskarżonych, Paweł Rawicki, jest wśród osób decyzyjnych. 

- To nie było tak, że to była tylko jedna, konkretna odwiedzona ferma w ciągu roku. W tamtym okresie aktywiści byli w wielu miejscach na różnych fermach, gdzie przechowywane są zwierzęta futerkowe. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy inni członkowie stowarzyszenia potwierdzali obecność oskarżonych na fermie pana Gąsiorka - mówiła Dobrosława Gogłoza. W odpowiedzi na dalsze pytania przyznała iż nie przypomina sobie, by rozmawiała na ten temat z oskarżonymi po całej akcji, ani także w późniejszym czasie. Prezes przyznała iż stowarzyszenie z reguły nie stara się u właścicieli ferm o pozwolenie legalnego wejścia: - Naszym celem jest zobaczenie tego, co się tam dzieje naprawdę, a nie oglądanie tego, jak ferma została do takiej wizyty przygotowana. Według mojej wiedzy inspekcja weterynaryjna zawsze zapowiada swoje wizyty. Rajmund Gąsiorek, po udzieleniu głosu, wprost zapytał: - Czyli państwa organizacji nie obowiązuje prawo działające w Polsce, czy działacie na zasadzie włamań i wymuszeń. Czy przestrzegacie polskiego prawa? Prezes odpowiedziała: - Staramy się działać w granicach prawa, jednocześnie mamy odczucie iż obecnie prawo nie zabezpiecza zwierząt wystarczająco. Nie mamy też wystarczająco dobrych instytucji, czego jest przykładem inspekcja weterynaryjna, która wszystkie swoje kontrole zapowiada z wyprzedzeniem. Mam silne przeświadczenie, że to nasze działanie usprawiedliwia przedsięwzięte przez nas kroki. Osobiście mam poczucie, że gdybyśmy mieli instytucje, działające niezależnie i prowadzące niezapowiedziane, regularne i w przypadkowych odstępach czasu kontrole na fermach, to nie musielibyśmy tego robić. W odpowiedzi na to Rajmund Gąsiorek, wyraźnie tym zirytowany odpowiedział: - Czyli jak głodny kradnie w sklepie pożywienie to łamie prawo? Czyli mogą się włamywać w nocy, niszczyć, dewastować. Wypowiedź tę przerwał sędzia. 

Obrońca oskarżonych zapytał o kwestię raportu stworzonego na bazie "wizyty" we wspomnianej fermie norek. Prezes odparła iż dokument "pokazał zwierzęta w złym stanie, często z brakującymi dużymi powierzchniami skóry", a także wpływ obecności fermy na życie okolicznych mieszkańców. Po dyskusji na temat kolejnych dowodów lub prób przesłuchań poprzednich świadków w tej sprawie, przewód sądowy został zamknięty i obie strony mogły zabrać ostatni głos w temacie.

Mecenas oskarżyciela Andrzej Gozdowski wnosił o uznanie winy zarzucanych czynów, do których się przyznali: - Ich zachowanie w żaden sposób nie było usprawiedliwione żadnymi okolicznościami, które mogłyby służyć ochronie jakiegoś słusznego interesu publicznego. Warto zapytać, dlaczego wprost nie zapytali się oskarżyciela czy mogą wejść na teren tej fermy. Z zeznań dzisiejszego świadka wynika iż w ogóle takie działania nie były planowane, a idea działalności stowarzyszenia, którego członkami są oskarżeni, polega na tym iż z góry zakładało się iż wtargnięcia będą miały charakter bezprawny - mówił, podkreślając iż jego klient wyraźnie zamierzał chronić prywatność za pomocą różnych przeszkód, które uniemożliwiają ucieczkę zwierzętom, ale także dostęp osób postronnych. Wskazał przy tym, że wejście na ten teren mimo to świadczy o determinacji naruszenia prywatności przez oskarżonych. Dla tych ostatnich zażądał roku ograniczenia wolności wraz z orzeczeniem obowiązku pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie i obciążenie kosztami postępowania.

Rajmund Gąsiorek w słowie końcowym dodał: - Szczęście, że nie doszło do jakiejś tragedii, bo dwóch pracowników zabezpieczających farmę, miało broń ostrą i mogli strzelać. Mogły psy pogryźć. Pobudki tu są jednak inne, bo państwu nie chodzi o zwierzęta. Jakby chcieli patrzeć jak cierpią, a robię to 42 lata, to proszę wysokiego sądu, gdyby hodowca nie dbał o zwierzęta, to w ciągu roku by zbankrutował. One muszą zapracować na siebie, na rodzinę tego hodowcy. To jest wymyślanie rzeczy, których nie ma - stwierdził, dodając iż w filmie nakręconym przez stowarzyszenie sporo ujęć wykonanych zostało w fermach poza granicami kraju, co widać po materiałach z którego zostały wykonane: - Tu nie chodzi o zwierzęta, tylko o walory płatnicze i o to jest cała gra.

Zbigniew Krüger, obrońca oskarżonych, wniósł o uniewinnienie oskarżonych oraz zasądzenie na ich rzecz zwrotu kosztów. Stwierdził iż ma pewien dysonans poznawczy, gdyż oskarżyciel w poprzedniej sprawie stawiał tezę iż nagrania nie mogły być z jego fermy, bo oskarżeni nie mogli na nią wejść, a teraz, po przegraniu tamtej sprawy, oskarża ich o wtargnięcie: - Podstawowym pytaniem, które musimy sobie zadać wszyscy w tej sali, czy to oskarżeni, a więc wejście na fermę pana Gąsiorka, było społecznie szkodliwe, dlaczego i w jakim stopniu? Oceniając całościowo okoliczności, odpowiedź może być wyłącznie jedna. Społeczną szkodliwość czynu, opisywaną w Kodeksie Karnym, musimy odnosić do poszczególnych czynów. Nie można automatycznie stwierdzić iż każdy czyn skierowany w artykule 193 nie jest społecznie szkodliwy, ponieważ czyn z artykułu 148 jest od niego dużo bardziej szkodliwy. Ocenę społecznej szkodliwości odnosimy do konkretnego przestępstwa - mówił Zbigniew Krüger, zaznaczając iż nie widzi żadnej społecznej szkodliwości czynu w działaniu oskarżonych z kilku powodów - nie wiadomo jaką krzywdę poniósł poszkodowany z tego powodu oraz nie poniósł on z tego tytułu żadnej straty gospodarczej (inną kwestią ma być późniejsza dyskusja w temacie po publikacji raportu): - To był czyn korzystny, nad wyraz słuszny. Nie było innej możliwości poinformowania o losie zwierząt, który był ewidentnie pokazany na nagraniu. Oczywiście oskarżyciel i jego pełnomocnik mają rację, że oskarżeni podjęli ryzyko w słusznej sprawie, nie krzywdząc w żaden sposób poprzez swoje wejście na fermę, ani oskarżyciela, nie przerywając produkcji ani nie niepokojąc pracowników. Sposób w jaki tam działali, a więc bez niszczenia mienia, przecinania drutów czy włamywania. Było wejście obarczone ryzykiem, podjętym przez oskarżonych świadomie i w słusznej sprawie - mówił obrońca, odrzucając tezę iż są odpowiednie organy do przeprowadzania kontroli, bo takową kontrolę sprawować może także opinia publiczna.  

Oskarżony Paweł Rawicki stwierdził: - Wszystkie podjęte przeze mnie i Julię działania miały przede wszystkim na celu zainicjowanie zmiany społecznej, debaty publicznej na temat hodowli zwierząt futerkowych oraz zainicjowanie odpowiednich zmian prawnych, które dotyczyłyby ochrony zwierząt. To w moim przekonaniu, patrząc na stan dzisiejszy, powiodło się bo do czasu publikacji raportu, mało mówiło się na ten temat. (...) To, co ujawniliśmy na filmach i zdjęciach wykonanych na fermie w Pawłowie, jest dla mnie mocno szokujące, ale nie jest to dalekie od statystycznych problemów na innych takich fermach.

W kontrze do tych słów, sędzia ponownie dopuścił do głosu Rajmunda Gąsiorka: - Polska jest drugim na świecie hodowcą zwierząt futerkowych. Aby mieć taką chlubną pozycję, polscy hodowcy spełniają wszelkie standardy. Największym producentem, sto procent większym w produkcji od Polski, jest Dania, kilka razy mniejsza od Polski. Znam hodowców z duńskiego związku, oni obserwują co się dzieje w Polsce. Takie organizacje jak Otwarte Klatki, Viva, działały w latach 80. i 90. w Danii i całej Skandynawii, namnożyło się ich bardzo dużo, tak samo były opłacani przez inne firmy iż sztuczne jest ekologiczne, jak chociażby odzież czy futra. Najlepszym dowodem na to, że to sztuczne jest lepsze niż naturalne, jest to iż ludzie by nie kupowali już futer. W latach 80. i 90., kiedy służby specjalne włączyły się w to wszystko, to od razu nie ma żadnej organizacji, bo one wszystkie działały przeciwko gospodarce. Jeśli polskiego rolnictwa, co nastąpi lada chwila, nie będą ochraniały służby specjalne, to będzie to wchłaniane przez konkurencję światową, by Polska była importerem, a nie eksporterem - żywności i innych. Te organizacje to walka o rynek - stwierdził Rajmund Gąsiorek, dodając iż za istnieniem ferm przemawia także to iż zatrudnia dużo osób oraz fakt iż jest wybierany przez społeczeństwo na radnego od kilku kadencji. 

Po mowach końcowych, sędzia wyznaczył termin kolejnego posiedzenia w połowie września.

5 komentarzy

  • Link do komentarza Barbara niedziela, 09 września 2018 20:16 napisane przez Barbara

    Co to jest ze kontrola powiadamia o wizycie wiadomo ze szybko wszystko jest robione zeby bylo dobrze najechac bez powiadomienia co 2 by zamkli wiem o co chodzi bo robilem kiefys na fermie obozy pracy.

  • Link do komentarza wyborca czwartek, 06 września 2018 22:14 napisane przez wyborca

    Panie Stefanie, wyborców można kupić tylko obietnicami. Widać obietnice pana radnego ich przekonały. Czy był dobrym i skutecznym radnym? okaże się przy kolejnych wyborach.

  • Link do komentarza historyk czwartek, 06 września 2018 19:53 napisane przez historyk

    DLACZEGO wybrano obywatela Gąsio, na Radnego Powiatu Gnieźnieńskiego, najlepiej zapytać byłego senatora PO. Bo jak ćwierkały w Gnieźnie wróbelki 5 lat temu , to właśnie obywatel Gąsio zasilał ze swojej kieszeni kampanie PO w tamtym czasie .

  • Link do komentarza humanista czwartek, 06 września 2018 18:59 napisane przez humanista

    Ciekawe co Stefanem kieruje: brak pieniędzy czy nienawiść do przedsiębiorczych?

  • Link do komentarza Stefan czwartek, 06 września 2018 13:49 napisane przez Stefan

    Ciekawe czy o wyborze na radnego tego pana decydują jego pieniądze czy sympatia ?

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane