20 lipca 1921 roku, a więc 97 lat temu, dziennik Lech. Gazeta Gnieźnieńska donosił:
Miejski Urząd Policyjny donosi o znalezieniu następujących przedmiotów: portmonetka z zawartością i kwit do redakcji "Lecha" na nazwisko Dopierała, łańcuszek z medaljonem, skórkowy portfel z zawartością 70 marek, 20 marek, czarny portfel z zawartością, jedna para pończoch i para trzewików, portfel z papierami na nazwisko Dameran, rower męski, przeszło 500 mk., stalki do gorsetu i 5 mtr. tasiemki, pompador jedwabny i chusteczka do nosa.
Aresztowania. W piątek dnia 15.7.21 zostali aresztowani przez policję Państwową czterej mężczyźni z Kongresówki, którzy ludność tutejszą podburzali do gwałtów.
Przy rewizji urządzonej w jednym mieszkaniu przez policję tutejszą znaleziono około 20 litrów okowity do palenia, która była przeznaczona na pokątny handel, zarazem znaleziono bieliznę damską nocną i wojskową.
Pewnemu osobnikowi z Małopolski odebrano około 10 funtów cukru za funt którego płacił po 250 mk., takowy policja tutejsza skonfiskowała.
Dnia 15.7.21 popełnione zostało oszustwo z kradzieżą 700,000 mk. w Piekarach pod Gnieznem, na gosp. Dziedzic z Małopolski, który chciał się okupić przez dwóch agentów którzy przybyli z Poznania, takowi ulotnili się w nieznanym kierunku. Policja śledcza jest już na ich tropie.
Rozwydrzenie. Piszą nam z miasta: Rozwydrzenie i rozluźnienie się dzieci naszego miasta przechodzi wszelkie granice. Dziesiątki razy czytało się w "Lechu" napomnienia do rodziców, by więcej na dzieci uważali, ale to zdaje się jakby groch o ścianę rzucał. Widzi się na ulicach przed oknami wystawnemi całe zastępy, które hałasują, wrzeszczą, że aż uszy zatykać trzeba, zaczepiają przechodniów w najordynarniejszy sposób i stają się wprost plagą dla przechodnia i kupca. Okna wystawne świeżo wyczyszczone oplwają, albo posmarują tak dalece nieestetycznie, że wstręt na to patrzeć, zdzierają zasłony z okien i inne rzeczy. Gorzej, że nawet i wieczór nie zostaje spokojnym. Byłem wczoraj naocznym świadkiem, idąc o godz. 10 z przechadzki, jak dwóch czy trzech łobuzów się krótko namówiło, i jeden drugiego pchnął w przechodnia tak, że ten się wprost zatoczył i prawie że nie upadł. Dalej zebrało się około 10:30 wieczorem kilku takich aniołków i kijami spychali zasłony w pewnej kawiarni, przytem wrzeszczeli nie do uwierzenia. Nie pomogło odpędzanie natrętów, przeciwnie więcej się tylko przez to zbierało. Przytem padały takie komentarze, za które dorosły człowiek byłby prawie karany. Jeżeli napomnienia nadal pozostają bez skutku, musimy się uciec do władz i domagać się od Magistratu, by policja pociągała do odpowiedzialności rodziców za wybryki ich dzieci. Magistrat powinien oznaczyć czas do którego wolno dzieciom na ulicy przebywać. Cóż wyrośnie z dzieci, które już dzisiaj okazują skłonności do czynów występnych?