Parlamentarzysta zdecydował się odnieść do części odpowiedzi, na które wcześniej nie mogli doczekać się radni miejscy. Przypomnijmy iż dwa tygodnie temu poseł skierował pytania o wydatki ponoszone przez Urząd Miejski m.in. na catering czy delegacje, a także nagrody dla urzędników czy prezesów spółek (informacje o odpowiedzi zawarliśmy w tym tekście: Radni nie otrzymali odpowiedzi od prezydenta, poseł już tak). Wobec tej ostatniej kwestii parlamentarzysta postanowił zabrać głos.
Posła zbulwersowały nagrody finansowe dla prezesów spółek, którzy jego zdaniem nie zarabiają mało: - Można zadać pytanie, czy to dużo czy mało, czy to ładnie liczyć komuś pieniądze. Jestem jednak zbulwersowany wysokością przyznanych nagród, bo panowie prezesi mało nie zarabiają. Jak się mają te nagrody do wysokości cen wody, ścieków, ciepła, biletów MPK. Za co pan prezydent nagradza, bo na pewno nie za prowadzenie do obniżki. Jak one się mają do zarobków pracowników, którzy pracują w tych spółkach i często pewnie mają problemy by wiązać koniec z końcem. To jest nieetyczne moim zdaniem, więc w czyim interesie sprawuje władzę prezydent? Mieszkańców czy prezesów spółek? - pytał poseł.
Jako przykłady parlamentarzysta przytoczył zestawienia rocznych zarobków i samych nagród. Przykładowo prezes PWiK, który w ubiegłym roku otrzymał dochód 296 tysięcy złotych, otrzymał także nagrodę ponad 20 tysięcy złotych. Podobną nagrodę otrzymał także prezes MPK, który w ubiegłym roku miał dochód na kwotę 224 tys. złotych. W przypadku prezesa PEC, który otrzymał 247 tys. złotych dochodu, nagroda wyniosła ponad 19 tys. złotych, a prezes Urbisu mając dochód 244 tys. złotych, mógł liczyć na ponad 24 tys. złotych nagrody.
- Pytanie jest, za co my nagradzamy, za podwyżki? Nasze spółki komunalne to nie są spółki giełdowe o podwyższonym ryzyku, które działają we wrogim otoczeniu międzynarodowym, muszą się rozwijać, a panowie prezesi ryzykują swoim majątkiem. Otoczenie jest bezpieczne, rynek jest bezpieczny, odbiorcy są pewni, choćby chcieli zmienić odbiorcę śmieci to nie mogą, bo jest jeden potentat, a jeszcze jest gwarancja z Urzędu Miasta, że jak się nie uda, to się dopłaca - stwierdził Krzysztof Ostrowski, który stwierdził iż dobrym przykładem jest MPK, gdzie dopłaca się najwięcej.
Parlamentarzysta odniósł się także do kwestii "dorabiania" przez jednego z wiceprezydentów miasta: - Nie chcę specjalnie się odnosić do ich wynagrodzeń, bo są godne - to 200 tysięcy złotych rocznie, więc nie mogą skarżyć się na mały zarobek. Jednak to nie starcza i muszą dorabiać w radach nadzorczych spółek. Jeden z nich, będąc w radzie nadzorczej MPK w pierwszym półroczu zarobił 11,3 tys. zł, a jak się okazało iż nie może tam dorabiać z różnych powodów, to w drugim półroczu przeszedł do rady nadzorczej PWiK, gdzie dorobił kolejne 11,4 tys. złotych. Czy tak się czują słabo opłacani, że muszą dorabiać w spółkach? - twierdził poseł, a dopytany przez jedną z dziennikarek o kwestię tego, czy zatrudnienie żony wiceprezydenta w spółce MPK było przyczyną jego przejścia do PWiK, potwierdził to. Jak dodał, kwestia zatrudniania w spółkach osób zasłużonych dla prezydenta Tomasza Budasza w jego kampanii prezydenckiej lub w trakcie pełnionej kadencji, także ma się stać tematem osobnej konferencji.