To kontynuacja sprawy, która ciągnie się już piąty rok. Przypomnijmy iż w listopadzie 2013 roku Stowarzyszenie Otwarte Klatki opublikowało filmy i zdjęcia, prezentujące sposób hodowania zwierząt na fermie, mającej znajdować się w Pawłowie i należącej do Rajmunda Gąsiorka. W związku z tym przedsiębiorca pozwał członków stowarzyszenia, zarzucając im zniesławienie, a który to proces przegrał na początku 2018 roku. Wówczas sąd przyznał, że zaprezentowane materiały pochodziły z fermy w Pawłowie. Natomiast jesienią 2017 roku Rajmund Gąsiorek wniósł prywatny akt oskarżenia przeciwko dwójce aktywistów "Otwartych Klatek", zarzucając im wtargnięcie na teren fermy bez jego zgody. Ruszył on dzisiaj, tj. w środę 14 marca br.
Na pierwszej rozprawie, rozpatrywanej z art. 193 kodeksu karnego w związku z art. 12 kodeksu karnego, stawił się zarówno oskarżyciel, jak i oskarżeni - Paweł Rawicki oraz Julia Dauksza. Adwokat Andrzej Gozdowski, pełnomocnik oskarżyciela, odczytał zarzut iż w "bliżej nieokreślonych dniach w lipcu i sierpniu 2013" oboje oskarżonych wdarło się na teren fermy norek w Pawłowie.
Oskarżeni
Zarówno Paweł Rawicki, jak i Julia Dauksza nie przyznali się do zarzucanych im czynów: - Chcę podkreślić, że jestem współautorem zdjęć, filmów, pokazujących zwierzęta w bardzo złym stanie na fermie norek w Pawłowie, należących do Rajmunda Gąsiorka. Te zdjęcia były wykonane z Julią Daukszą - przekazał Paweł Rawicki. Kiedy prowadzący sprawę sędzia Paweł Longier zapytał o to, czy oskarżony wszedł na teren fermy, obrońca Zbigniew Krüger stwierdził iż klient odpowiadać będzie tylko na jego pytania. - Zdjęcia i filmy, które wykonaliśmy przedstawiały wyraźnie cierpiące zwierzęta w wyniku odniesionych obrażeń. Celem tych zdjęć i filmów było zainspirowanie debaty społecznej i politycznej na temat hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Mam przekonanie iż było to konieczne dla lepszej ochrony zwierząt w Polsce. Wykonując te zdjęcia i filmy nie zakłóciliśmy spokoju ani właściciela fermy, ani jego pracowników. W naszym przekonaniu działaliśmy mając pełne spojrzenie na ważny społecznie interes - stwierdził Paweł Rawicki. Na pytanie obrońcy o to, czy pracownicy lub właściciel mógł widzieć aktywistów na terenie fermy, oskarżony odpowiedział, że nie. Dalsze pytania kierowane do przedstawiciela "Otwartych Klatek" dotyczyły tego, w jakim stanie były zwierzęta (wskazując na rany i chore osobniki), jak wyglądała dokumentacja i publikacja materiałów z fermy oraz tego, jak zebrane dowody trafiły do raportu, przygotowanego w celu wywołania dyskusji nt. przemysłu futerkowego. Jak nadmienił Paweł Rawicki, założeniem było pokazanie, że problem przetrzymywania zwierząt nie dotyczy tylko małych ferm u mniej zamożnych przedsiębiorców, ale także na tych dużych, wydawać by się mogło, że lepiej prosperujących, a także należących do osób z wyższych sfer.
- Potwierdzam iż latem 2013 roku dwa razy byłam na fermie norek w Pawłowie, należącej do Rajmunda Gąsiorka i brałam udział w nagraniu materiałów. Miałam przekonanie, że fermie są ranne i w złym stanie zwierzęta. To przekonanie brałam z mojego doświadczenia z tego typu miejsc. Byłam przekonana, że to jest jedyny sposób, aby to zjawisko zaprezentować opinii publicznej, zwłaszcza, że jak się później okazało, było to przekonanie słuszne - stwierdziła Julia Dauksza. Potwierdziła słowa poprzednika, że publikacja materiałów miały wywołać dyskusję publiczną na temat hodowli norek, a przez swoją obecność na fermie nikt nie ucierpiał oraz działalność firmy nie została zakłócona: - Nie zgadzam się z zarzutem z tego powodu, że jest postawiony z artykułu, który broni prawa do wolności i nie zgadzam się z tym, żeby prywatność pana Gąsiorka mogła służyć utajnianiu przed organami publicznymi łamania prawa i faktycznego stanu zwierząt, które się na tej fermie znajdowały - powiedziała Julia Dauksza. Następnie Zbigniew Krüger skierował podobne pytania do oskarżonej, która udzieliła zbliżonych odpowiedzi, co Paweł Rawicki.
Oskarżyciel
Po tym głos zabrał oskarżyciel Rajmund Gąsiorek, który stwierdził iż potwierdza, że nie widział obu aktywistów na swojej fermie. Tak samo dodał iż jego pracownicy nie rozpoznali tych osób, a swój obecny zarzut opiera na tym iż skoro w poprzedniej rozprawie sąd uznał, że nagrania pochodzą z jego firmy, to teraz ma prawo oskarżyć ich o naruszenie prywatności. - Ja dalej twierdzę, że cała technologia hodowli nie pokrywa się z tym, co ci państwo mówią. Gdyby wracać do tego momentu, że to zostało nagrane w 2013 roku, to jak ta hodowla do dzisiaj przetrwała, skoro te zwierzęta są maltretowane, nie mają dobrostanu, jest zła opieka weterynaryjna i pracownicy? - pytał z ironią oskarżyciel. Jak stwierdził, nie rozumie, dlaczego widząc takie nieprawidłowości, aktywiści nie powiadomili najpierw służb weterynaryjnych. Podkreślił przy tym iż co roku w jego firmie kształci się około 300 studentów weterynarii i zootechniki: - Dlaczego ci państwo nie powiadomili rektorów tych akademii, z którymi mamy podpisane umowy, z których kształcą się u nas i piszą doktoraty? - pytał Rajmund Gąsiorek. Przyznał, że nie rozumie, dlaczego oskarżeni normalnie nie umówili się na spotkanie i wejście na teren fermy, skoro zdarza się iż normalnie odwiedzają ją inne osoby: - Mamy 300 studentów w roku, to co nam szkodziło wpuścić kilka osób. Są dni otwarte, gdzie rodzice z dziećmi wchodzą, zwiedzają fermę. My nie mamy nic do ukrycia. Jeśli by takie rzeczy były na fermie, jak to co tu państwo mówią, to ona ekonomicznie by nie wytrzymała i przyroda by to wykluczyła - mówił Rajmund Gąsiorek.
Sędzia zapytał oskarżyciela: - Pan uważa, że te osoby były na tej fermie czy nie? Przedsiębiorca stwierdził: - Jak twierdzą, że były, to były. Poprzednik wyrok stwierdził, że byli. My twierdziliśmy że nie byli, ci państwo twierdzą, że byli i sąd przyznał im rację. Ja nie mogę nic wbrew wyrokowi sądowemu mówić - dodał Rajmund Gąsiorek, który chciał zadać pytania oskarżonym, ale nie mógł tego uczynić z uwagi na wcześniejsze zastrzeżenie obrońcy. Następnie przedsiębiorcy pytania zadawał Zbigniew Krüger, a które dotyczyły ogrodzenia fermy w 2013 roku. Jak stwierdził Rajmund Gąsiorek, wszystkie zabezpieczenia, tj. podwójne ogrodzenie, światło reagujące w nocy na ruch, psy, strażnicy oraz monitoring były na pewno na rok przed pojawieniem się aktywistów na jej terenie. Rajmund Gąsiorek wielokrotnie powtarzał swoje stwierdzenia, podkreślając iż hodowlą zajmuje się od 41 lat: - Ludzie z tej organizacji, nie w ostatnim roku, bo się trochę wystraszyli, robili podchody do pracowników, dawali im by zdjęcia robili, płacili, że coś tam jest nie tak na fermie. Na szczęście z tego co wiem to nikt się na ich różne propozycje nie nabrał. Gdybym mógł zapytać, to chciałbym wiedzieć, z czego ta ich organizacja żyje, kto ich finansuje - mówił Rajmund Gąsiorek, dodając iż zatrudnia 500 pracowników. Na pytania o zapis monitoringu, kierowany przez obrońcę do oskarżyciela, adwokat przedsiębiorcy odpowiedział iż z monitoringu nie wynika, by ktoś wchodził na teren fermy we wskazanym terminie.
Następnie przed sądem zeznawał jeszcze syn przedsiębiorcy, który w wypowiedzi potwierdził zeznania swojego ojca oraz odpowiadał na pytania obrońcy oskarżonych. Dotyczyły one m.in. wcześniejszych, ewentualnych postępowań ws. naruszenia praw zwierząt na fermie czy zabezpieczeń na terenie obiektu w Pawłowie. Po tym Paweł Rawicki w odniesieniu do złożonych zeznań stwierdził, że w 2013 roku jego zdaniem nie było monitoringu na terenie fermy.
W związku z koniecznością powołania kolejnych świadków, rozprawa została odroczona do połowy maja br.