Temat ten pojawił się w kontekście aktualnej działalności szpitala i przy obecności dyrektora placówki Krzysztofa Bestwiny. Temat dotyczący konkursu, który w połowie 2016 roku wygrała firma zewnętrzna, a przez co z placówki musieli odejść dotychczasowi lekarze, rozpoczął przewodniczący Dariusz Igliński. We fragmencie ponad dwugodzinnej dyskusji występuje kilku radnych, raport NIK, opinia ministerstwa zdrowia i zasadnicze pytanie - co dalej z tym zrobić?
- Pan wypowiedział się do mediów iż "lekarze, kierując to pismo (do ministerstwa - przyp. red.), mijali się z prawdą" i że wystąpiliście do ministerstwa z wyjaśnieniami i z zapytaniami, co jest i co dalej w tym względzie robić. Dostaliście państwo odpowiedź z ministerstwa i na wszystkie pytania, które skierowaliście w związku z sytuacją ZOZ-ie, niestety uzyskaliście odpowiedź, że wasze działania nie są zgodne z prawem - rozpoczął temat przewodniczący Dariusz Igliński i zadał pytanie: - Co chcecie z tym zrobić? My jako Rada, jako organ tworzący ZOZ, chcemy o tym porozmawiać i wyjść z tej sytuacji, aby ona była bezpieczna zarówno dla szpitala, jak i dla mieszkańców powiatu gnieźnieńskiego. Pisma z ministerstwa podkreślają, że przeprowadzenie tego konkursu jest nieprawne. W związku z tym można się doszukać wcześniejszych wyników kontrolnych NIK z kraju, gdzie badano tożsame przypadki i w kontrola NIK-u w każdym zauważała inne aspekty niż u nas w Gnieźnie. Odnieśmy się do tego, wreszcie usiądźmy by tę sprawę rozwiązać. Dariusz Igliński dodał iż w jego opinii przewodniczący klubów powinni się spotkać z dyrektorem i starostą, aby sprawę rozwiązać do najbliższej sesji: - Wyrok Sądu Administracyjnego podkreśla kompetencje rady w tym sensie i rada to kontroluje, a nie zarząd. My musimy się do tego odnieść, abyśmy nie zostali posądzeni o bezczynność.
Następnie głos zabrał dyrektor szpitala, który stwierdził iż do tej pory na obradach Rady Powiatu nie omawiano raportu NIK, bo było to "blokowane". Przewodniczący odparł iż nic takiego nie miało miejsca: - Raport został przekazany w dniu sesji i nie było wtedy rozmowy, gdyż radni nie mieli szans zapoznać się z wystąpieniem pokontrolnym. Wszyscy otrzymali je natychmiast, także nic nie zostało zatrzymane w biurze. Mamy też odniesienie się ministerstwa do tego raportu i mamy odpowiedzi, jakie ministerstwo przesłało na państwa pytania. Musimy się z tym wszystkim odnaleźć. Rozmawialiśmy przy jednym z wywiadów i padło takie stwierdzenie "no tak, ale skoro inni też tak robią?". Nie znaczy to, że mamy zachowywać się jak inni, skoro gdzieś jest łamane prawo - stwierdził Dariusz Iglińśki i przekazał iż wszystkie pisma otrzymane z ministerstwa, nie były uznawane przez dyrekcję szpitala. Nawet wtedy, kiedy dyrekcja sama napisała do Ministerstwa Zdrowia, odpowiedź była niesatysfakcjonująca i wspierała poprzednie odpowiedzi: - Mogę nawet zacytować pana słowa iż ma pan czeka na odpowiedź z ministerstwa, a teraz kiedy przyszła, nie jest po myśli, to ją po prostu zlekceważymy. To tak nie może być. Albo siadamy i rozmawiamy z duchem prawa, albo mówimy iż jedno nam się podoba i to bierzemy, a drugie nie, więc je odsyłamy. Po co pan pytał ministerstwo, skoro pan lekceważy teraz tę odpowiedź?
Na te pytania odpowiedział Krzysztof Bestwina: - Jedno to jest stanowisko Ministerstwa Zdrowia, a drugie Najwyższej Izby Kontroli. Na temat stanowiska ministerstwa rozmawialiśmy tutaj na sesjach wiele, wiele godzin. Na temat raportu NIK nie było debaty. Wystąpienie pokontrolne jest z 26 kwietnia tego roku. Teraz mamy praktycznie październik i nie było żadnej dyskusji, bo jak pan mówi - ja traktuję to, co jest mi przychylne, a to co jest nieprzychylne, to nieprzychylne. To samo mogę powiedzieć o panu przewodniczącym. Pan podejmuje rozmowy na temat przychylnej dla pana interpretacji stanowiska ministerstwa zdrowia, a nie jest przychylny protokołowi NIK-u - mówił dyrektor szpitala i dalej stwierdził iż ciągle pojawia się informacja, że NIK "czegoś nie skontrolował", co w opinii Krzysztofa Bestwiny oznacza iż nie wszyscy dobrze przeczytali raport i zacytował fragment wystąpienia NIK, dotyczący przyznania usługi firmie SOWMED: - Ministerstwo stoi na swoim stanowisku, że ta interpretacja w raporcie jest niewłaściwa. Pytanie, kto ma to rozstrzygnąć? Dariusz Igliński stwierdził iż dopiero teraz, pod koniec września, kiedy dyrektor jest na sesji, istnieje możliwość skonfrontowania obu dokumentów: - Nie było możliwości rozmowy dyrektorze. Proponuję, aby przy najbliższej sesji, spotkać się i przedyskutować to wszystko. Dziś nie miejsce na to, ale powinniśmy o tym rozmawiać. Bo co to oznacza, że ministerstwo wprowadza nas i pana w błąd? Krzysztof Bestwina stwierdził: - W ostatnim czasie toczy się poważna debata opinii ministerstwa w sprawie eksportu leków. To są miliardowe kwoty w oparciu o stanowisko Ministerstwa Zdrowia. Na to Dariusz Igliński odparł: - Teraz też toczy się postępowanie w sprawie Najwyższej Izby Kontroli i też CBA się za to wzięło. Nie przesadzajmy. Nie dewaluujmy ministerstwa, bo ja nie robię tego wobec NIK - mówił Dariusz Igliński stwierdzając ponadto, że dyrektor twierdzi iż ministerstwo się nie zna na sprawie, ale Krzysztof Bestwina od razu odpowiedział iż nic takiego nie powiedział. - Każdy, jak my tu siedzimy, jako Rada, organ tworzący szpital, my musimy stanąć i odpowiedzieć. Nie możemy mieć tylko przekazywane, że wszystko jest dobrze (...). Mi zależy na rozwiązaniu problemu. Powinniśmy nad tym usiąść już wtedy, kiedy we wrześniu ubiegłego roku były wątpliwości i nie byłoby dalszego ciągu, rozpatrywania skarg na wojewodę, dyrektora i myślę, że byśmy to rozwiązali. Nigdy nie było merytorycznej rozmowy z państwa strony, tylko przekazywane było iż wszystko jest dobrze.
Wówczas głos zabrał radny Andrzej Kwapich: - Póki co, w Polsce obowiązuje jakiś porządek prawny i jakby ci, którzy mają wątpliwości, znali konstytucję to by wiedzieli iż artykuł 202 i 203 tę sprawę definitywnie rozwiązuje. Póki co, to NIK kontroluje ministerstwo, a nie ministerstwo kontroluje NIK. Uważam, że nie ma tego tematu i nie odgrzewajcie starego kotleta, bo to w sumie już nie są stare kotlety, ale kotlety zjełczałe. Po kontroli NIK-u wszystko jest jasne i oczywiste. Nie możemy iść w dywagacje i przepychanki słowne, które donikąd nie prowadzą. To, co państwo przedstawiacie, jest powielaniem tego, co już było - stwierdził i zwrócił się do przewodniczącego: - Niech pan nie mówi o innych przypadkach, tylko o tej konkretnej, nas dotyczącej. Nie rozumiem, jak może być inna opinia organu, podwładnego NIK-owi, które ma prawo tylko NIK kontrolować i może wydawać w tej sprawie inną opinię niż po wnikliwej kontroli wydaje NIK. Nie róbmy społeczeństwu wody z mózgu. Nie bądźcie wczorajsi, idźcie do przodu. W tym momencie wybuchła raczej mało polemiczna wymiana zdań z radnymi opozycji. W końcu przewodniczący zapytał radnego: - To po co dyrekcja wysyłała zapytanie do ministerstwa?
Radny Dariusz Pilak stwierdził: - Co było przedmiotem i zakresem kontroli NIK? W piśmie, które otrzymałem z ministerstwa wynika jasno iż NIK nie stwierdził uchybień i nieprawidłowości, ale uznała iż wymienione umowy zostały zawarte i są realizowane zgodnie z ustawą o działalności leczniczej i umową zawartą z NFZ. Zapominamy o sprawie tego, który też płaci za wykonanie, a więc NFZ. Dalej w tym piśmie jest napisane iż "niniejszym w omawianej sprawie istotniejsza jest kwestia, której kontrolerzy bezpośrednio nie badali". Tego nie ma pan w raporcie NIK-u. Czego? Otóż czy omawiane umowy mogły być zawarte - mówił radny i stwierdził iż dyrektor mówi o czymś zupełnie innym i o czymś innym także przewodniczący. Stwierdził też iż trzeba wrócić do istoty dokumentów, bo w jego opinii mówienie iż raport NIK-u zawiera wszystko, co jest przedmiotem dyskusji, nie jest prawdą. Fakt, że dyrekcja zwróciła się do innej instancji z wątpliwościami oznacza iż obie opinie należy traktować na tej samej zasadzie.
- To, co przeczytałem w wystąpieniu pokontrolnym NIK-u, jest dla mnie jednoznaczne i ja nie widzę tutaj problemu, mówiącego iż ktoś czegoś nie zinterpretował. Inspektorzy NIK byli u mnie, przedstawialiśmy informacje, wszystko wyjaśnialiśmy, wszystko dokładnie sprawdzali i ja naprawdę nie wiem, o co chodzi w tym wszystkim. Jeśli jest inspektor NIK i prosi o wszystkie dokumenty, okoliczności, sprawdza je i odnosi je do poprzednich kontroli NIK prowadzonej w innych ZOZ-ach, na podstawie tego tworzy wystąpienie pokontrolne i zapisuje to w protokole, to ja nie wiem czego mam się doszukiwać. Dla mnie to jest jasne i oczywiste - stwierdził dyrektor. Dariusz Pilak zapytał, czy wraz z zapytaniem do ministerstwa, dyrektor wysyłał też raport NIK lub zakres kontroli, na co Krzysztof Bestwina odparł: - Nie jestem pewien, ale wydaje mi się iż wysyłaliśmy. Dla mnie literalnie - jest protokół NIK, w którym jest dość jednoznaczne stwierdzenie. Najpierw na początku wystąpienia, a potem w dalszej treści. My ministra nie pytaliśmy, ale przedstawialiśmy swoje stanowisko.
Radna Krystyna Żok stwierdziła iż wypowiedź dyrektora, jakoby radni nie chcieli się zapoznać z raportem NIK, jest dla niej niezbyt miła. Radny Robert Andrzejewski natomiast dodał iż sugerowanie stronniczości przewodniczącemu przez Krzysztofa Bestwinę, jest nie na miejscu. Wiceprzewodniczący Tadeusz Pietrzak poprosił o zakończenie dyskusji, a radny Radosław Sobkowiak zwrócił się do dyrektora szpitala: - Nie byłoby problemu, gdyby nie było podpisywana na szybko, na kolanie, umowa w dniu sesji w poprzednim roku. Tak pan to uczynił. Tego wszystkiego by nie było i tego zamieszania. To nie było nikomu potrzebne. Po tym radny zwrócił się do wicestarosty Jerzego Berlika z pytaniem o to, czy Zarząd podejmował z dyrektorem rozmowę na temat pisma z ministerstwa, na co usłyszał odpowiedź iż nie. Odnosząc się do zarzutów Roberta Andrzejewskiego Krzysztof Bestwina stwierdził iż to tylko interpretacja radnego: - Pan przewodniczący nie jest przychylny temu rozwiązaniu, który jest na oddziale chirurgicznym. Nie wiem czy dobrze to oceniam. Dariusz Igliński zapytał: - Sugeruje pan, że jestem stronniczy? Dyrektor odparł: - Nie, sugeruję, że ma pan jedno stanowisko w tej kwestii. Przewodniczący odparł: - To stanowisko poparte przez ministra zdrowia (...). Gdyby wszystko było zgodnie z prawem, nigdy bym się nie odezwał - mówił Dariusz Igliński i stwierdził iż nie należy lekceważyć raportu NIK-u, ani opinii Ministra Zdrowia.
W toku dalszej dyskusji, która toczyła się jeszcze przez godzinę, Dariusz Igliński przedstawił dowody na to iż poradnia chirurgiczna ma częste przerwy w funkcjonowaniu. Dowodem na to ma być kilkadziesiąt zdjęć z kartkami na drzwiach, informującymi i przerwach lub zamknięciu w kolejnych dniach. Dyrektor odrzucił te stwierdzenia mówiąc iż wszyscy są przyjmowani na bieżąco, a w razie braku obecności lekarza, pacjenci są telefonicznie informowani o zmianie terminu. Wiceprzewodniczący Marian Pokładecki stwierdził iż to nie jest wykonywanie usługi w takim zakresie, w jakim powinno to wyglądać. Robert Andrzejewski zasugerował, że dyrektor powinien naliczać kary za takie postępowanie, na co Krzysztof Bestwina odparł iż firma ma wynagrodzenie ryczałtowe: - Firma przyjmuje pacjentów, realizuje świadczenia, wykonuje kontrakt, nie zwiększa listy oczekujących pacjentów i nie ma tutaj problemów. Firma ma za wykonaną usługę, a nie iż lekarz ma siedzieć określoną liczbę godzin w poradni i za to otrzymuje wynagrodzenie. Otrzymuje za wykonanie kontraktu.
Dyskusja w końcu sama rozpłynęła się w wypowiedziach innych działaczy, co nie oznacza iż nie powróci - albo na kolejnym posiedzeniu, albo (jak wspomniano na początku) na specjalnie ku temu zwołanemu spotkaniu. Finału takiego spotkania raczej można się spodziewać, bo nikt ze swojego stanowiska nie ustąpi. Przyznanie się do porażki byłoby deprecjonujące dla obu stron.