Do Gniezna przyjechała kolejna rodzina repatriantów z Kazachstanu. Program sprowadzania Polaków wysiedlonych na Wschód, realizowany przez Miasto, zmierza w kierunku zadośćuczynienia tym, o których kilkadziesiąt lat temu nie wolno było mówić, a potem też o nich nieco zapomniano. Repatriacja jest już faktem i coraz więcej miejscowości decyduje się na to, by pomagać naszym rodakom, mieszkających w krajach dawnego Związku Radzieckiego. Krajach, które są im obce.
- Czujemy się, jakbyśmy wrócili do domu, do ojczyzny. Chcieliśmy być razem, wraz z synem, synową i wnukiem - przyznaje pani Swietłana Orlińska. Powrót do kraju dla ich rodziny trwał aż 80 lat: - Moi dziadkowie urodzeni byli we wschodniej Polsce i babcia moja mówiła, że jak w 1920 roku utworzono granicę, to zostali tuż za nią. Potem w 1936 roku zostali deportowani do Kazachstanu. Moja mama urodziła się jeszcze na terenie Ukrainy, ale ja już w Kazachstanie. Mój syn urodził się w Kazachstanie, ale mieszka już w Poznaniu, a mój wnuk urodził się w Poznaniu. Ten powrót trwał 80 lat - opowiada Wiktor Orliński. Syn państwa Orlińskich - także Wiktor - przyjechał do Polski kilkanaście lat temu na studia, a po ich ukończeniu udało mu się otrzymać obywatelstwo. Pani Swietłana w Kazachstanie zajmowała się domem, a pan Wiktor był kierowcą-mechanikiem.
W środę 13 września, po 5 miesiącach przygotowań, małżeństwo przyjechało z kazachskiego Kokczetawa do Gniezna. Na miejscu powitał ich prezydent Tomasz Budasz, wiceprezydent Michał Powałowski oraz ks. Jacek Orlik, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana Kolbe, na terenie której to przygotowano mieszkanie (w jednym z wieżowców) dla państwa Orlińskich. Gniezno wybrali z prostego powodu - odwiedzili je kilka lat temu na ślubie syna, który ożenił się z rodowitą gnieźnianką. Spodobało im się nasze miasto, dlatego teraz zdecydowali iż zamieszkają tutaj. Od urzędu otrzymali mieszkanie, pomoc w uzyskaniu zatrudnienia oraz wsparcie organizacyjne. Lokal został wyremontowany i wyposażony (dzięki wsparciu osób prywatnych oraz firmy Altom), a przez dwa lata będzie zwolniony od opłat czynszowych.
Opuszczenie kraju, w którym mimo wszystko spędzili większość swojego życia, nie było łatwe: - Oczywiście, że ciężko było wyjechać. Urodziliśmy się tam, ale nas zawsze ciągnęło do Polski. Zachowaliśmy tę tożsamość, kulturę i religię katolicką. Jak byliśmy mali, to chrzciła nas babcia, bo nie było ani księży, ani kościoła. Zawsze wiedzieliśmy, że chcemy wrócić do Polski i jak tylko nadarzyła się okazja, to przyjechaliśmy. Tutaj blisko nas jest cała rodzina syna - przyznaje Wiktor Orliński, ojciec. W dalekim kraju pozostawili jeszcze rodzinę, ale też wielu rodaków, którym marzy się powrót do Polski: - Tam jest sporo rodzin, które chcą przyjechać, ale nie afiszują się tym zbytnio. Ludzie trochę się boją o tym mówić, bo potem lokalni mieszkańcy mają pretensje, dlaczego chcą wyjeżdżać itd. Mimo to słyszy się, że ta czy tamta rodzina wyjechała lub się przygotowuje do wyjazdu - dodaje Wiktor Orliński. Jak przyznali, być może w Kazachstanie nie jest źle, ale w Polsce jest zdecydowanie lepiej.
Tam, w Kazachstanie, polskim potomkom zesłańców nikt nie robi obecnie problemów z kultywowaniem swojej wiary i kultury, a wszyscy trzymają się razem we wspólnocie: - W czasach sowieckich za to można było ponieść poważne konsekwencje i Polaków masowo namawiano do tego, żeby zapisywali się iż są Ukraińcami albo Rosjanami, aby wyzbywali się swojej polskiej tożsamości. Moi dziadkowie i rodzice nigdy tego nie zrobili - przyznał nam Wiktor Orliński, syn. Jego ojciec przyznaje z uśmiechem: - Byliśmy i zostaliśmy Polakami. Jakim ja mogłem być Rosjaninem, jak jedna babcia nazywała się Szymańska, druga Jakuszewska, jeden dziadek nazywał się Kreciński, a drugi Orliński?
Z czym przyjechali do Polski, w której osiądą już na stałe? - Z radością i nadzieją, że jesteśmy wśród swoich - przyznaje na koniec rozmowy Swietłana Orlińska.