Część się zorientowała od razu o co chodzi, a część przynajmniej podeszła do okna, by sprawdzić co się dzieje na wieży. Zapewne pierwsi żałowali, że nie zdarzają się takie atrakcje w naszym mieście, a drudzy iż ktoś z nich zażartował. Tym samym dron, który utkwił na wieży katedralnej dołączył do primaaprilisowych żartów - w ubiegłym roku informowaliśmy o planowanym powstaniu deptaku na ul. 3 Maja, a dwa lata temu - o projekcie ogrodzenia fontanny na Rynku wysokim płotem.
Niemniej, w historii gnieźnieńskiej katedry na samym szczycie wież przynajmniej dwukrotnie pojawili się nietypowi goście. Zacznijmy od drugiego razu - w 1936 roku na świątyni zainstalowano iluminacje w postaci żarówek, które ułożone zostały na krawędziach dachowych nad nawą główną oraz na hełmach. Zadania tego podjęli się pracownicy firmy Franciszka Sobańskiego, miejscowego dekarza, specjalizującego się w pracach prowadzonych na wysokości. Jak widać na załączonym zdjęciu, prace przy samym obecnym tarasie widokowym były na pewno łatwiejsze, aniżeli na samym szczycie, gdzie trzeba posługiwać się można było jedynie linami! Instalacje zakładano w kwietniu 1936 roku z okazji nadchodzącego odpustu św. Wojciecha i kiedy przyszło do wydarzenia, katedra gnieźnieńska była widoczna w nocy promieniu nawet 30 kilometrów, podobnie zresztą jak dzisiaj. W sumie do samego krzyża, który liczył 2,80 metra wysokości i 1,80 metra rozpiętości, wkręcono 47 żarówek - zadania tego podjęli się dwaj pracownicy firmy, Franciszek i Leon Maciejewscy - odważni mężczyźni spokojnie mieścili się we dwóch, stojąc na kuli pod krzyżem. To nie koniec ciekawej historii.
W maju 1936 roku, kiedy już zdejmowano instalację z wieży, Franciszek Sobański zdecydował się dokonać konserwacji obu krzyży wraz z podstawą w postaci kuli. Wówczas zdecydowano o zamontowaniu rusztowania na wysokości niemalże 80 metrów - oczywiście wciągając wszystkie niezbędne rzeczy za pomocą lin. W trakcie prac odkryto coś niezwykłego - na wieży południowej, na kuli znajdującej się pod krzyżem odkryto... napis! Kiedy tylko rozpoczęto oczyszczanie jej powierzchni, oczom robotników ukazała się taka treść, wyryta w blasze: Nauman Porucznik Pułku 9go Jazdy Polskiej był tu Dnia 19 Sierpnia 1811 Roku. Wykonano odrys napisu, jednak do dziś nie wiadomo kim był ów Nauman i w jakim celu znalazł się na katedralnej wieży 125 lat wcześniej. Rozkaz? Zakład? Chęć zaimponowania? Tego nie wiadomo nawet i dziś...
Szczyty wież katedry były celami rosyjskich czołgów, które ostrzelały świątynię 23 stycznia 1945 roku, dwa dni po zajęciu Gniezna. Stąd też prawdopodobnie ostatnimi gośćmi, tak wysoko na wieżach, byli odbudowujący bazylikę kilka lat później.