„To nie tak miało być” - chciałoby się powiedzieć, widząc ostatnie scysje pomiędzy działaczami oraz słysząc różne informacje na temat wewnętrznych tarć pomiędzy koalicjantami. Jak jednak można wywnioskować, konflikt nie istnieje od kilku czy kilkunastu dni, ale trwa od miesięcy. Teraz emocje już zaczęły brać górę...
- Z czego wynika konflikt, którego jesteśmy teraz świadkami?
Moim zdaniem konflikt wynika z tego, że jedna formacja, która jest w koalicji, próbuje swoich partnerów koalicyjnych w jakiś sposób zdegradować lub też pominąć przy podejmowaniu bardzo ważnych decyzji, a te tymczasem zapadają praktycznie jednostronnie. Nie ma żadnej kolegialności, co pokazała ostatnia konferencja - nie zaproszono jednego członka Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego.
- O kim pamiętano, a o kim zapomniano?
Do udziału przez starostę Beatę Tarczyńską zaproszeni zostali wicestarosta Jerzy Berlik oraz nieetatowi członkowie Zarządu Monika Twardowska i Rafał Skweres, a spoza niego wiceprzewodniczący Rady Powiatu Tadeusz Pietrzak, pani radna Natasza Szalaty i poseł Zbigniew Dolata. Nie zaproszono jedynie Marii Suplickiej z Ziemi Gnieźnieńskiej i to właśnie wywołało nasze oburzenie. Zarząd jest wybrany przez Radę Powiatu Gnieźnieńskiego i niedopuszczalne jest pomijanie któregokolwiek z jego członków. W mojej ocenie na konferencji powinien być cały zarząd. Zupełnie inna sytuacja byłaby wtedy, gdyby ta konferencja była na prywatnym gruncie w biurze posła Z. Dolaty i odbywałaby się pod szyldem danego ugrupowania. Tutaj, gdzie miał występować Zarząd, a nawet dyrekcja ZOZ, zabrakło etatowego członka Zarządu, który jest ważnym stanowiskiem w jego strukturach. Niestosowność takiego postępowania zauważył wicestarosta Jerzy Berlik, który na znak protestu nie wziął udziału w tej konferencji.
- Wydaje się jednak, że ten konflikt trwa już znacznie dłużej, niż tylko od momentu pojawienia się sprawy oddziału chirurgicznego. Pojawiały się już różne inne, choć na pewno nieco mniejsze sprawy, gdzie było widać, iż w koalicji zaczyna brakować porozumienia...
W przypadku Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 4, w tym całym procesie decyzyjnym, także zostaliśmy pominięci i o zamiarze połączenia tej szkoły z Zespołem Szkół nr 1 dowiedzieliśmy się dopiero wówczas, kiedy projekty uchwał trafiły w ręce Zarządu. Wcześniej nam tylko zasygnalizowano ten pomysł, ale później już była cisza. Nie było żadnych rozmów wewnątrzkoalicyjnych, a decyzja o połączeniu szkół stała się źródłem zamieszania i wielu napięć.
- Pana zdaniem można to było inaczej rozegrać?
Ja przy tej uchwale wstrzymałem się od głosu, bo znam ludzi z tej szkoły i wiem, przez co oni przechodzili. Najbardziej ich bolał sposób załatwienia tej sprawy. Przed podjęciem decyzji nie zaproszono ich do rozmowy, nie wysłuchano. Pierwsze spotkanie pracowników szkoły z dyrektorem Wydziału Oświaty odbyło się później z mojej inicjatywy.
- To w czym jest ten problem? W komunikacji? Poczuciu siły?
Myślę, że tak. To poczucie siły sprawia, że nie dostrzega się wielu dobrych rzeczy, które przez te lata robiliśmy razem. Gołym okiem widać, że ZG jest niewygodna, bo nie „służy”, tylko reaguje na patologiczne sytuacje i nie zawsze zgadza się z pomysłami koalicjanta. Ja zawsze starałem się bronić pani starosty na sesjach i prowadzić posiedzenia tak, by każdy mógł zostać dopuszczony do głosu. Te sesje trwały czasem długo, ale nie wyobrażam sobie, żebym nie dopuścił do głosu któregoś z radnych. Możemy mieć różne poglądy, ale nie może być tak, by przewodniczący selekcjonował mówców.
- A były takie propozycje, by kogoś nie dopuszczać?
Na ostatniej sesji się pojawiła – na taką sytuację zwrócił uwagę jeden z radnych. Mam nadzieję, że to wynikało jedynie z bardzo napiętej sytuacji. Nie ja jestem od tego, żeby sobie wybierać mówców. Radni zostali wybrani przez społeczeństwo i mają równe prawa do zabierania głosu.
- Pojawia się zasadnicze pytanie - co dalej? Konflikt narastał od dłuższego czasu i w końcu trzeba będzie znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
Wyjść jest na pewno kilka, ale mam nadzieję, że usiądziemy do stołu i będziemy rozmawiać o trudnych rzeczach jak partnerzy. To nie jest tak, że tylko ktoś z PiS, Ziemi Gnieźnieńskiej czy PSL ma zawsze rację. Na pewno różnimy się w poglądach, ale powinniśmy umieć wypracować kompromis dla dobra społeczności lokalnej. Nie może to wyglądać tak, jak ostatnio w temacie oddziału chirurgii.
- A jak to obecnie wygląda w pana opinii?
W czwartek poradnia była czynna od godziny 15:00, a powinna od godziny 8:00. W poniedziałek była kartka, że rejestracja jest w określonych godzinach, ale przyjętych będzie tylko od 15 do 20 pacjentów. Wcześniej przyjmowano dziennie od 60 do 80 pacjentów. Nie wiem, czy te kartki to nowy zwyczaj i będą pojawiać się codziennie. Mój pacjent z pilnym skierowaniem ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego został także odesłany. Tak nie powinno być. Firma się zobowiązała do zabezpieczania potrzeb zdrowotnych mieszkańców, ale się z tego nie wywiązuje. Pojawia się pytanie: dlaczego? Przedstawiono nam listę zgłoszonych do konkursu lekarzy i było to 23 chirurgów. Z takiej ilości osób można stworzyć zespół, który będzie działał. Miało tak być od 1 września, a jak jest, widzą pacjenci odsyłani z kwitkiem od okienka.
- Wracając do koalicji, ostre spięcia były widoczne także po środowej konferencji. Podobno także nadzwyczajna sesja nie została przyjęta przez koalicjanta z uznaniem...
Zastanawiają mnie pretensje koalicjanta związane ze zwołaniem sesji nadzwyczajnej. Skoro był problem i pojawił się taki wniosek, to moim obowiązkiem było zareagować. Rada jest organem założycielskim Zespołu Opieki Zdrowotnej i o takich problemach jak z oddziałem chirurgii powinna wiedzieć.
- Wracając do rozmów koalicyjnych - kto powinien do nich zasiąść? Tylko samorządowcy czy także osoby z „góry”?
Uważam, że do tych rozmów powinni zasiąść wszyscy ci, którzy tworzyli tę koalicję. Zarówno samorządowcom, jak i parlamentarzystom powinno zależeć na dobru powiatu gnieźnieńskiego. Skoro jesteśmy partnerami, to chcemy być traktowani po partnersku.
- Poseł porównał całą sytuację do tego, że cała dyskusja wygląda tak, jakby dwa konie wierzgały przy wozie, podczas gdy trzeci nie może go uciągnąć.
A może jest tak, że te dwa wierzgające konie widzą przed sobą przeszkodę, której ten trzeci jeszcze nie dostrzega???