Wydrukuj tę stronę
środa, 04 września 2019 14:00

Tragiczny 4 września - pierwsze ofiary wojny w Gnieźnie

 

Od trzech dni przez miasto przetaczały się tabuny uchodźców z miejscowości położonych bliżej granicy z Niemcami. Zapełniali szosy, stając się łatwym celem dla wrogiego lotnictwa. Jednocześnie Gniezno opuściło już regularne wojsko i władze administracyjne.

Przez pierwsze dwa dni września 1939 roku mieszkańcy Grodu Lecha nie doświadczyli jeszcze okrucieństw wojny, o jakich mogli dowiedzieć się z prasy i przekazu ustnego. Niemieckie lotnictwo miało już jednak za sobą pojedyncze ataki na niektóre wsie położone na terenie powiatu. Podobno byli zabici. Podobno nie celowali do niemieckich domów. Podobno naprowadzali ich dywersanci. Tego typu plotki się mnożyły i niekiedy wywoływały popłoch.  

Pierwsze chwile grozy gnieźnianie przeżyli 2 września, kiedy to zawyły syreny alarmowe, a po kilku chwilach nad miastem pojawiły się eskadry niemieckich samolotów. Wówczas też odezwała się nieliczna artyleria przeciwlotnicza, choć jej ogień był słaby i nie wywołał żadnych strat u przeciwnika. Ten zaś nie miał zamiaru atakować miasta, ponieważ Luftwaffe wracało już z ataku na inne cele na terenie Polski. 

Co należało zrobić w momencie, kiedy zawyje syrena? Przeszywający dźwięk alarmowy było słychać w całym mieście, a na jego sygnał wszyscy musieli chować się do piwnic budynków oraz szczelin przeciwlotniczych, wykopanych na terenie skwerów, parków oraz w przydomowych ogrodach. Same domy miały często wzmocnione stropy piwnic, a otwory okienne wychodzące na chodniki były zabezpieczone workami z piaskiem. Do momentu odwołania alarmu nie należało opuszczać miejsc schronienia.


Główny blok koszar przy ul. Chrobrego - zbombardowany 4 września 1939 roku wraz z blokiem wschodnim, od strony ul. Pocztowej.

 

Poniedziałek 4 września wielu gnieźnian powitało z pewnym optymizmem. Wszak dzień wcześniej stało się to, na co wielu oczekiwało od początku niemieckiego ataku - Anglia i Francja wypowiedziały Rzeszy wojnę! Teraz wystarczało jedynie wzmocnić morale i ducha polskiego żołnierza, by wytrzymał do momentu interwencji na Zachodzie, a zwycięstwo przyjdzie prędko. Tymczasem jednak wojska nieprzyjaciela coraz bardziej wgryzały się w terytorium Rzeczypospolitej, atakując od strony Śląska i Pomorza w kierunku centralnych części kraju. Gniezno wydawało się być jakby na uboczu działań wojennych... do czasu.

Była pora obiadowa, około godziny 14, kiedy zawyły syreny alarmowe. Niemal natychmiast opustoszały ulice, mieszkańcy kamienic prędko schodzili do piwnic lub starali się dobiec do swoich domów. Wkrótce nad miastem dał się słyszeć coraz wyraźniejszy szum silników, a po kilku chwilach całym Gnieznem wstrząsnęły eksplozje zrzucanych bomb.

Samoloty eskadry nadleciały od strony zachodniej, gdzie początkowo ich celem miały być kolumny polskiego wojska, wycofujące się drogami wgłąb kraju. Nie znajdując celu lub też chcąc pozbyć się reszty śmiercionośnego ładunku po mniejszych akcjach, skierowali się nad Gniezno. W skład eskadry Luftwaffe, która wystartowała z lotniska Gabbert na Pomorzu (dziś Jaworze, wieś niedaleko Kalisza Pomorskiego), wchodziły prawdopodobnie średnie bombowce Heinkel 111. To właśnie te maszyny, nadlatując nad Gniezno, otworzyły luki bombowe i wypuściły morderczy ładunek.

Nie da się ukryć, że celem niemieckich pilotów były przede wszystkim koszary 69 Pułku Piechoty, położone przy ul. Chrobrego. Bomby zrzucone z dużej wysokości nie były jednak celne, gdyż zniosło je w powietrzu i zaczęły spadać wzdłuż całej ulicy, uderzając w domy położone w sąsiedztwie jednostki. Mieszkańcy ukrywający się w piwnicach śródmieścia po chwili poczuli potężne wstrząsy i odgłosy eksplozji. Bomby spadły na kamienice, przebijając stropy i eksplodując wewnątrz budynków. Momentalnie na ulicę Chrobrego rozprysnęły się szyby z okien dosłownie wybuchających mieszkań domu przy ul. Chrobrego 18, w którym mieściła się znana w mieście kawiarnia Italia, a także z narożnikowego domu u zbiegu ul. Chrobrego i Sobieskiego, w którym znajdowała się kawiarnia Tosca.


Zbombardowane kamienice - ul. Chrobrego 18 i 19. Dziś w ich miejscu stoi blok mieszkalny. 

 

Nie minęły kolejne sekundy, jak eksplozja nastąpiła naprzeciwko - na podwórku drukarni "Lech", stojącej koło kina. Zapewne w tym samym momencie bomba spadła na kamienicę ul. Chrobrego 31 (narożnik z ul. Mickiewicza), w której mieściła się kawiarnia Bristol, powodując jej zawalenie. Wszystkie budynki w momencie eksplozji stanęły w ogniu.

Bomby, które trafiły w zakładany cel, zniszczyły budynek koszar przy ul. Chrobrego - największy z istniejących na terenie kompleksu, a także wschodni blok od strony ul. Pocztowej (często błędnie mylony z gmachem dawnego gimnazjum). Bomby spadły także w rejonie poczty oraz obecnego Urzędu Miejskiego, a także w rejonie Konikowa, gdzie eksplodowały w ogrodach tamtejszych willi. 

Inna seria, zrzucona przez bombowce, spadła w rejonie kompleksu kolejowego, uszkadzając torowiska, niszcząc stojące składy ewakuacyjne. Także i tu część bomb zniosło i trafiły one na tartak w rejonie ul. Witkowskiej. 


Ruiny Bristolu - kamienicy na rogu ul. Chrobrego i Mickiewicza. Zdjęcie wykonano podczas porządkowania terenu już podczas okupacji. Źródło: Muzeum Początków Państwa Polskiego.

 

Nalot na Gniezno zajął niemieckiej eskadrze być może nie więcej, jak kilka minut. Kiedy tylko samoloty nieprzyjaciela oddaliły się, na ulice zaczęli wychodzić pierwsi mieszkańcy, którzy próbowali ratować tych, którzy byli poszkodowani. Jednocześnie rzucono się do gaszenia ogromnego pożaru, jakiego ówczesne miasto jeszcze nie widziało. Oba gmachy koszar płonęły przez dwa dni, a tlące się pozostałości jeszcze przez kolejnych kilka. Waląca się ściana frontowa odwachu runęła na ul. Chrobrego, blokując tym samym przejazd.

Zaczęto wydobywać pierwszych rannych i zabitych w nalocie. Wkrótce okazało się iż na miejscu zginęło kilka osób, przeważnie przywalonych gruzami lub śmiertelnie ranionych odłamkami. Wśród nich było kilku uchodźców, którzy akurat znajdowali się w Gnieźnie - niektórzy wpadli w popłoch, nie wiedząc gdzie uciekać.

Ogółem na miejscu zginęło lub później zmarło w szpitalu kilkanaście osób. Tych, po których nie zgłosiły się rodziny (co w tych warunkach było przecież i tak wątpliwe), pochowano dwa dni później na cmentarzu św. Krzyża. Spod ruin zburzonego "Bristolu" kilka dni później wydobyto jeszcze jedno ciało. 


Groby zabitych w nalocie 4 września 1939 roku lub zmarłych później z ran, pochowani na cmentarzu św. Krzyża.

Atak dokonany 4 września był pierwszym tak tragicznym epizodem, jaki miał miejsce w trakcie obrony wrześniowej 1939 roku. Tymczasem do kolejnego wojennego dramatu miało dojść w kolejnych dniach, o czym napiszemy już wkrótce.

Galeria

10 komentarzy