Wydrukuj tę stronę
wtorek, 31 października 2017 15:20

Żołnierze Wyklęci z Gniezna i Ziemi Gnieźnieńskiej - Edward Jagła

  ks. dr Michał Sołomieniuk
Żołnierze Wyklęci z Gniezna i Ziemi Gnieźnieńskiej - Edward Jagła Edward Jagła (1926 - 1945)

Zapraszamy do lektury cyklu popularnonaukowego, poświęconego sylwetkom kilku żołnierzy oddziału „Zielony Trójkąt” ppor. Leona Wesołowskiego „Wichury”: Edwarda Jagły, Zbigniewa Karolewskiego, Lecha Solarka, Ludwika Piskulskiego, Zygmunta Prella i Zbigniewa Purka.

Oddział powstał w maju 1945 roku i działał głównie w powiecie wrzesińskim, konińskim i gnieźnieńskim. Jego celem było przygotowanie powstania antysowieckiego i ochrona ludności przed bezprawiem reżymu komunistycznego. Oddział działał najprężniej do śmierci swego dowódcy w listopadzie 1945 roku, później walczyły jeszcze do 1946 roku poszczególne pododdziały. Dzieje formacji opisał prof. Waldemar Handke w książce pt. „Zielony Trójkąt Wyklętych. Września-Gniezno-Konin 1945-1946” (Warszawa 2017). W niniejszym cyklu przedstawię skróconą wersję biogramów, opracowanych na potrzeby mojego artykułu pt. „Przyczynki do biografii wybranych Żołnierzy Wyklętych z oddziału Zielony Trójkąt”, opublikowanego w książce pt. „Gniezno w historii i w dokumencie” pod. red. Marka Szczepaniaka (Gniezno 2017).

ks. dr Michał Sołomieniuk

Edward Jagła (1926-1945)

Urodził się 13 sierpnia 1926 roku w Skiereszewku  (obecnie ulica Kostrzyńska w granicach Gniezna, w dzielnicy Skiereszewo) jako syn Adama Jagły i Katarzyny z Jawieniów, primo voto Szostak. Był trzecim dzieckiem Adama i Katarzyny. Miał dwie starsze rodzone siostry: Stefanię (ur. 1922 ) oraz Amalię (ur. 1924 , do dziś mieszka na Skiereszewie) oraz dwu braci i dwie siostry przyrodnie z pierwszego małżeństwa matki, która owdowiała. Oboje rodzice Edwarda pochodzili z Małopolski, ze wsi Nieszkowice Małe k. Bochni (obecnie woj. małopolskie). Ojciec Edwarda, Adam, zmarł na powikłania pogrypowe w roku 1936. Po Kampanii Wrześniowej 1939 roku i nastaniu okupacji niemieckiej gospodarstwo Jagłów otrzymali Niemcy z sąsiedztwa, rodzina Scharfów, a dawni właściciele stali się parobkami na własnej ziemi. Latem 1940 roku Katarzyna Jagła z dziećmi z drugiego małżeństwa wyjechała ostatecznie do Generalnego Gubernatorstwa i zamieszkała w Nieszkowicach Małych k. Bochni, w rodzinnym domu Adama, zwanym „Jagłówką”. Jagłowie przebywali tam do wiosny 1945 roku.

W Nieszkowicach Małych Edward Jagła został wciągnięty do konspiracji antyniemieckiej, prowadzonej przez Narodową Organizację Wojskową (NOW). W tej okolicy organizację młodzieżową prowadził ppor. rez. Gustaw Rachwalski (Rafalski). Szkolenia odbywały się w posesji pod nr 8. Według relacji Amalii Pagacz matka Katarzyna domyślała się, że syn działa w podziemiu. Pytała go nieraz, dokąd wychodzi, na co Edward odpowiadał: „Mamo, nie pytaj”. Młodzi konspiratorzy dokonywali akcji dywersyjnych i bojowych w ramach Obozowych Drużyn Bojowych (ODB), dowodzonych na ziemi bocheńskiej przez Józefa Lessera ps. „Jastrzębski”. Młodzi wracali po akcjach do domów, co zwiększało niebezpieczeństwo dekonspiracji. W lipcu 1944 roku kierownik okręgu pchor. Lech Masłowski ps. „Jerzy”  zorganizował Oddział Partyzancki „Szczerbiec”, do którego weszła głównie młodzież zdekonspirowana i ukrywająca się. Do tego oddziału wstąpił Edward Jagła, przybierając pseudonim „Rybski”. Jak na harcerza przystało pchor. Masłowski (który pochodził z Poznania) kładł duży nacisk w dowodzonym przez siebie oddziale na postawę moralną: uczciwość, sumienność, słowność, prawdomówność, koleżeńskość, walkę z nałogami.

Kapral Bełtowski tak wspomina codzienność w oddziale z lata 1944 roku:

„Rano gimnastyka, toaleta i apel. Apel rozpoczynała pieśń Kiedy ranne wstają zorze i modlitwa NOW: ‘Panie Boże Wszechmogący, daj nam siły i moc do wytrwania w walce o Wielką Polskę…’. […] Człowiek po 5 latach okupacji znalazł się nagle jakby w innym świecie – w wolnej Polsce. Koledzy żołnierze stanowili w większości młodzież inteligencką, każdy po iluś tam klasach gimnazjum. […] W ogóle nie było mowy o soczystych wyrazach, o alkoholu, pornografii w słowie. Nastrój podniosły, pełen optymizmu, patriotyczna atmosfera spowodowały, że odżyłem duchowo i poczułem się innym człowiekiem. […] Dyscyplina i posłuszeństwo były wspaniałe. Nikt nie dyskutował poleceń, panowała atmosfera koleżeństwa i wzajemnego poszanowania wśród kolegów. […] nomenklatura i ceremoniał wojskowy były wzięte z tradycji endeckich. Tak żołnierz szeregowy był obozowcem, zaś dowódca oddziału komendantem. […] Wieczorem odbywały się ogniska przy udziale miejscowej ludności.  Na nich śpiewaliśmy pieśni lub słuchaliśmy recytacji” .

Oddział „Szczerbiec” wszedł w skład zgrupowania „Łysina”, którego powstanie zarządził już w maju 1944 ppor. Wincenty Horodyński ps. „Kościesza”, komendant obwodu myślenickiego AK. Chciał on skoncentrować już istniejące i nowo powstające oddziały partyzanckie na terenie gminy Raciechowice-Wiśniowa w trójkącie Łysina-Grodzisko-Sarnulki. Zgrupowanie powstało formalnie 3 lipca 1944 roku. Dotychczasowe samodzielne oddziały zostały plutonami poszczególnych kompanii 1 Pułku Strzelców Podhalańskich. Była to jednak zmiana czysto formalna. OP „Szczerbiec” stacjonował w rejonie wsi Mierzeń-Komorniki i strzegł drogi od Łapanowa w kierunku Raciechowic i Wiśniowej. W rejonie koncentracji znajdowało się dziesięć oddziałów partyzanckich o łącznej sile ok. 420 żołnierzy oraz inne oddziały AK, w sumie ok. 600-700 partyzantów. Z końcem lipca Niemcy wycofali się powyżej Raby, pozostawiając bez swojej administracji i żandarmerii gminę Raciechowice-Wiśniowa. Na oswobodzonej od okupanta ziemi powstała „Rzeczpospolita Raciechowicka” pod władzą Armii Krajowej.

Oddział „Szczerbiec” wziął udział w ostatniej fazie bitwy pod Lipnikiem-Glichowem 12 września 1944 r. W bitwie tej partyzanci rozbili grupę pacyfikacyjną, składającą się z dwu batalionów żandarmerii, wspartych bronią pancerną i lekką artylerią. Niemcy, którzy planowali rozbicie zgrupowania partyzanckiego i pacyfikację kilku wsi w gminie Raciechowice-Wiśniowa, stracili ok. 270 żołnierzy. Niestety, już po kilku dniach doszło do kontrakcji, w wyniku której partyzanci musieli się wycofać a Niemcy w dniach 17-18 września dokonali pacyfikacji terenów Glichowa, Lipnika i Wiśniowej. Żołnierze „Szczerbca” dokonywali wypadów na żołnierzy i żandarmów niemieckich w celu zdobycia broni i umundurowania, wykonywali wyroki na konfidentach i kary na Polakach, gorliwie współpracujących z Niemcami lub pospolitych przestępcach. Do udanych akcji OP „Szczerbiec” z okresu jesień’44 – styczeń’45 trzeba zaliczyć zdobycie magazynu żywnościowego w Niepołomicach (Gęsiarnia), wagonu z bronią na stacji kolejowej w Bochni i kasę dywizyjną Wehrmachtu w Nowym Wiśniczu. Nie powiodła się natomiast próba zlikwidowania placówki żandarmerii w Gdowie (1.11.1944 r.). Dnia 17  stycznia 1945 r. po wejściu Armii Czerwonej do powiatu bocheńskiego zgodnie z rozkazem L. Masłowski dokonał demobilizacji 35-osobowego oddziału. Prawdopodobnie wtedy Edward Jagła wrócił do Nieszkowic Małych na „Jagłówkę”.

Przed Wielkanocą 1945 roku  Edward powrócił do Skiereszewa, po nim przyjechała matka i siostry. Edward zamieszkał na terenie posesji rodzinnej, ale nie w domu rodzinnym, tylko w budynku dla parobków, który pobudował niemiecki „właściciel” za okupacji. Przeniesienie się tam miało zapobiec dzikiemu zasiedleniu budynku przez obcych ludzi.

Edward już w maju 1945 roku wciągnął się w konspirację antykomunistyczną, prowadzoną przez oddział „Zielony Trójkąt” pod dowództwem Leona Wesołowskiego „Wichury” i przybrał pseudonim „Sęp”. Już w następnym miesiącu zorganizował na rozkaz Wesołowskiego pięcioosobowy patrol, składający się z młodych mieszkańców Skiereszewa. Według akt Urzędu Bezpieczeństwa, Edward brał udział w akcji na Powidz 19 sierpnia, kiedy to w osiem osób partyzanci napadli na posterunek MO, PUBP i Urząd Gminy, skąd zabrano broń, dokumenty i wybatożono dokuczliwego dla ludności referenta UB i wójta.  W tym samym miesiącu uczestniczył w akcji na Nadleśnictwo Skorzęcin, skąd zabrano pieniądze. Według przytaczanego na początku artykułu wyroku Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu, ważna rola Edwarda w oddziale nie ulega wątpliwości. W wyroku czytamy:

„Oskarżeni Prell Zygmunt, Piskulski Jerzy i Solarek Lech z Skiereszewa, wskutek akcji werbunkowej nijakiego Jaguły Edmunda przez oskarżonego Karolewskiego Zbigniewa pseud. „Diabeł”, wciągnięci zostali do związku mającego na celu obalenie demokratycznego ustroju Państwa Polskiego w miesiącu lipcu 1945 i w tym celu przechowywali u siebie w domach broń, uczestniczyli w zebraniach w mieszkaniu Jaguly Edmunda, gdzie członek tego związku „Wicher” oraz Jagula Edmund instruowali ich w obchodzeniu się bronią palną, planowali napady i odbijanie aresztowanych członków związku”.

Można ten zapis rozumieć tak, że Edward wciągnął do oddziału najpierw Zbigniewa Karolewskiego, a przez niego kolejne trzy osoby.

Tragiczny koniec działalności podziemnej nastąpił dla Edwarda w sobotę, 15 września 1945 roku. Tego ranka Edward zajmował się młócką. Przed południem przyszedł do domu na kawę i upieczony przez siostrę Amalię placek. W pewnym momencie Amalia przez okno kuchenne zauważyła, że nadjechały dwa samochody: jeden osobowy i jeden większy (furgonetka?) a z nich wysiedli uzbrojeni mężczyźni. Powiedziała o tym bratu, a on zerwał się od stołu i wybiegł przed dom. Zaraz jednak otrzymał postrzał w skroń i w plecy i padł w okolicy bramy wejściowej przed posesją, krzycząc: „Jezus, Maria”. Najprawdopodobniej wystrzelił w jego kierunku serię z karabinu maszynowego kierowca samochodu osobowego. Do leżącego na wznak z rękami wyciągniętymi przed siebie dobiegła matka, Katarzyna Jagła, i krzyknęła: „Wzbudź żal za grzechy!”. Na krzyk i strzały zbiegli się sąsiedzi i wybiegł ze stodoły Antoni, brat przyrodni Edwarda. Trzymając w ręku barczyk chciał się rzucić na ubeków. Wołał: „Zabiliście mi brata, wy mordercy, wy sk…syny..”. Za tę próbę odwetu sam o mało by nie zginął, na szczęście został powstrzymany przez sąsiadów.

Ubowcy, sądząc, że Edward Jagła jeszcze żyje, wzięli go do samochodu osobowego i położyli sobie na kolana na tylnym siedzeniu. Antoni Szostak, wciąż rozemocjonowany, krzyknął do Amalii, która zdążyła wybiec z domu: „Mala, nie pozwól im go zabrać!”. Amalia podbiegła do auta osobowego, otworzyła drzwi i zobaczyła, że brat broczy krwią z ust, skroni i serca. Na ten widok odstąpiła od samochodu, który szybko odjechał w stronę Gniezna. Auto osobowe, w którym wieziono Edwarda, pojechało do szpitala miejskiego przy ul. 3 Maja. Funkcjonariusze wyciągnęli Edwarda i spiesznie zanieśli je go szpitala oraz wezwali chirurga. Chirurg, który właśnie prowadził operację, stwierdził zgon Edwarda i stanowczo zażądał, by mu pozwolono dokończyć operację, by operowany właśnie pacjent również nie zmarł.

Ciało Edwarda Jagły złożono w szpitalnej kostnicy. Tymczasem Amalia i Antoni wsiedli na rowery i pojechali do siedziby PUBP na rogu ul. Sienkiewicza i Chrobrego w Gnieźnie sądząc, że tam jest przetrzymywany Edward. Oboje zostali od razu zatrzymani i wrzuceni do osobnych piwnic. Spędzili tam resztę dnia i całą noc. Amalia w nocy nie spała, tylko waliła w drzwi, żądając oddania jej brata Edwarda. Robiła to mimo żądań strażnika, by się uciszyła. W końcu pilnujący powiedział jej, że ma się uspokoić, bo jej brat i tak już nie żyje. Gdy usłyszała tę wieść, zakrzyknęła w niebogłosy: „O, Jezus!”. Po tym jej krzyku rozpoznał ją przetrzymywany w tym samym budynku Lech Solarek, podwładny Edwarda. Między Lechem a Amalią wywiązał się dialog: „I ty też siedzisz?”. - „Tak”. – „A za co?” – „Nie wiem, a ty?” -  „Też nie wiem”. Amalia dodała: ”Mówcie wszystko na Edzia, bo on nie żyje”. Wtedy i Lech zakrzyknął: „O Jezu!”. Amalia zachowała trzeźwy umysł, gdyż nauczyły ją tego lata okupacji niemieckiej, w których pełniła funkcję łączniczki oddziału partyzanckiego. Uczono ją wtedy, że w razie zatrzymania i przesłuchań całą winę należy zrzucać na już nieżyjących partyzantów. W nocy otrzymała od strażnika coś do jedzenia, ale złe warunki w celi nie nastrajały do spożywania posiłku. Za całe jej wyposażenie służyła prycza bez koca i nieczyszczone wiadro na fekalia.

Rankiem 16 września wyprowadzono Amalię na przesłuchanie. Gdy pod eskortą funkcjonariusza PUBP czekała na korytarzu płacząca i zaplamiona krwią, która z emocji płynęła jaj z nosa, przechodzący oficer sowiecki powiedział do niej: „Szto ty płaczesz? Siostra bandyty!”. Amalia powściągnęła emocje, odwróciła głowę i nic nie powiedziała. Po około pół godziny wprowadzono ją do biura, gdzie czekał na nią ubek, który przedstawił się jako Szalata. Śledczy był bardzo agresywny i chamski. „Co wiesz o tych bandziorach?”, zapytał. „Jakich?”, odpowiedziała Amalia. „Będziesz mi śpiewać!”, wzburzył się i wyciągnął na postrach pistolet i bykowca. Amalia sądziła, że ubek ją zabije, więc niewiele myśląc odgryzła się z właściwym sobie tupetem: „Może ci wejdę na stół i zaśpiewam i się jeszcze rozbierę?”. Na tę ostrą wymianę zdań wszedł inny oficer śledczy. Na widok broni i pejcza powiedział do kolegi: „Po co ten pistolet i bykowiec? Na kobietę? Schowaj to!”. Wyprosił kolegę i zaczął z Amalią rozmawiać „po ludzku”. Zwracał się do niej per „pani” a jego sekretarka podała jej chusteczkę do otarcia krwi. Ów drugi śledczy chciał, by Amalia potwierdziła jedynie, że nic nie wiedziała o działalności antykomunistycznej brata ani o przechowywaniu broni na posesji. Gdy ta potwierdziła swą niewiedzę na ten temat, podyktował jej zeznanie. Amalia je podpisała i została zwolniona. Zwolniono także, bez przesłuchania, jej przyrodniego brata Antoniego.

Rozpoczęła się kilkudniowa batalia o godny pogrzeb Edwarda. Ubowcy nie chcieli długo wydać jego ciała i tłumaczyli, że zostanie on pochowany na koszt państwa. Amalia jednak, obawiając się, że brat zostanie pochowany anonimowo, chodziła do prokuratury po zgodę na wydanie ciała Edwarda. Ostatecznie jej na to pozwolono, ale pogrzeb obłożono dwoma obostrzeniami: bez księdza i bez aparatów fotograficznych. Rodzina nie uzyskała też nigdy aktu zgonu z USC, czyli dokumentu niezbędnego do pochówku, a ciało wydano decyzją prokuratora Rezlera.

Tłum ludzi żegnał 24 września śp. Edwarda, niesionego w kondukcie ze Szpitala Miejskiego na cmentarz św. Piotra w Gnieźnie. Amalia Pagacz zapamiętała, że trumnę nieśli m. in. Zygmunt Prell, Zbigniew Karolewski i Ryszard Degórski. Natomiast Krystyna Karolewska, siostra Zbigniewa, niosła wraz z koleżankami zdjęcie śp. Edwarda na poduszce. Kapłani gnieźnieńscy zostali zastraszeni przez UB i żaden duchowny nie wziął udziału w pogrzebie. Na szczęście grabarz nie bał się wykopać normalnego grobu.

Rodzina wystawiła Edwardowi pomnik nagrobny, na którym rzecz jasna nie można było napisać, jaką śmiercią zginął z i czyich rąk. Widnieje tam jednak relief z płaczącym aniołem oraz dwie kule, symbolizujące kule karabinowe, które dosięgły Edwarda.

W dniu 1 listopada 2017 roku, w samo południe, gnieźnieńscy Skauci Europy wystawią wartę honorową przy grobie Edwarda Jagły na cmentarzu św. Piotra w Gnieźnie.

Galeria

16 komentarzy