Wydrukuj tę stronę
środa, 11 marca 2020 13:26

„Dlaczego ona też nie została aresztowana?”

 
„Dlaczego ona też nie została aresztowana?” fot. Rafał Wichniewicz

W środowe przedpołudnie przed gnieźnieńskim sądem odbyła się kolejna rozprawa przeciwko funkcjonariuszom z komisariatu policji w Pobiedziskach, oskarżonych o wywiezienie do lasu mężczyzny, gdzie ten został później znaleziony martwy.

Do zdarzenia doszło w maju 2018 roku w Pobiedziskach. Patrol policyjny, w skład którego wchodził Filip S. i Karolina F. został wezwany do mężczyzny leżącego na chodniku. Po dotarciu we wskazane miejsce, pijanego - jak się wówczas okazało - Piotra M. wywieźli do lasu tuż pod Pobiedziskami i pozostawili. Dzień później jego ciało zostało ujawnione w tym samym miejscu.

Rozprawa przeciwko byłym funkcjonariuszom ruszyła już kilka miesięcy temu, a ostatnia odsłona miała miejsce na początku grudnia ub. roku. Na marcowe posiedzenie sąd powołał całą listę świadków, którzy mieli zeznawać w tej sprawie. O ile trzy miesiące temu była to rodzina zmarłego, o tyle teraz pojawili się m.in. rodzice Filipa S.

350 złotych

Ojciec oskarżonego, policjant pracujący w strukturach gnieźnieńskiej komendy, zeznawał, że o szczegółach sprawy dowiedział się z mediów, a później także od syna przebywającego w areszcie: - Syn mi powiedział, gdzie to było. Udałem się w to miejsce, nie jest to odosobnione, spotykają się tam na pewno różne grupy osób, było tam spalone ognisko, wydeptana trawa, puszki po piwie. To miejsce znajduje się niedaleko drogi, a w międzyczasie przejechały tamtędy dwa samochody i przeszły kobiety z kijkami. Na krzakach wisiały jakieś majtki, widoczne było porzucone obuwie - twierdził, wspominając swoją wizję w terenie kilka tygodni po tym zdarzeniu. Wskazał, że Filip S. na pewno nie chciał nikomu zrobić krzywdy: - Wywiózł go tam z tego powodu, że on go prosił (Piotr M. - przyp. red.), że nie chce iść do domu. Myślę też, że niechciał też robić dodatkowych kosztów temu panu. Gdyby go wywiózł na izbę, to byłby obciążony kosztami pobytu - stwierdził ojciec oskarżonego. Cena za pobyt w izbie wytrzeźwień w Poznaniu wynosi 350 złotych, jak przekazano w trakcie rozprawy. 

- Na pewno żałował, że tak zrobił, że nie odwiózł pana M. do domu. Był załamany tą sytuacją, bo stracił pracę, za chwilę miał mieć ślub, miał małe dziecko, które urodziło się mu pół roku wcześniej. Syn w służbie przygotowawczej był trzy lata, a w stałej dopiero miesiąc - stwierdził, wskazując iż jego syn nie miał doświadczenia jako funkcjonariusz. Dodał, że jego współpatrolowiec Karolina F., miała jeszcze mniej służby: - Trudno mi ocenić, czy doświadczony funkcjonariusz na miejscu syna podjąłby inną decyzję - stwierdził i dalej przypomniał słowa, które skierował kiedyś do syna: - Mówiłem mu: "Filip, najpierw jesteś człowiekiem, a potem policjantem". Dodał, że w jego opinii syn źle znosił pobyt w areszcie, a obecnie wciąż jest pod opieką psychologa: - Jest innym człowiekiem.

Odłożone plany

W toku dalszych zeznań przesłuchiwany świadek przyznał, że Filip S. miał ślubować 31 maja 2018 roku. Wszystko było już opłacone. Dodatkowo młodzi mieli się wprowadzić do nowego mieszkania, które wynajęli i wyremontowali. Nie doszło do tego, bo Filipa S. aresztowano. Wydane pieniądze przepadły, a Filip S. spędził trzy miesiące w areszcie. Ślubu do dziś nie było, ponieważ wraz z narzeczoną czekają na ostateczny wyrok. Ona sama też została wezwana na rozprawę, ale odmówiła składania zeznań. 

Matka Filipa S. opowiedziała, jak wyglądały te dni, kiedy doszło do tego zdarzenia - jak się zachowywał syn oraz narzeczona. Dodała, że o odnalezieniu zwłok mężczyzny dowiedziała się z mediów - wcześniej tylko się dowiedziała od przyszłej synowej, że ten ma prawdopodobnie problemy w pracy. Po pewnym czasie w ich domu w Witkowie pojawili się policjanci - syn zdał odznakę i został zatrzymany. Nie wiedziała jeszcze, co dokładnie się dzieje.

- Kolejny raz syna zobaczyłam dopiero na widzeniu, po około trzech tygodniach - mówiła matka Filipa S. i dalej dodała, że po aresztowaniu otrzymali telefon, że syn został ciężko pobity i jest na oddziale intensywnej opieki w jakimś areszcie: - Nawet nie wiedzieliśmy, gdzie on przebywa. Całą noc nie spaliśmy i dzwoniliśmy do adwokata syna, pytając o jego miejsce pobytu, a on odparł, że z tego co wie, to powinien być w Poznaniu. Potem się dowiedzieliśmy, że jedną noc był w Gębarzewie, a potem trafił na Młyńską w Poznaniu - zeznawała, mówiąc następnie o swojej obecności z mężem w miejscu, gdzie znaleziono zwłoki - zeznania były zbieżne z wyżej wymienionymi spostrzeżeniami: - On żałuje tego do dzisiaj - zeznawała później, dodając iż jej syn chyba za wcześnie poszedł do służby w policji, choć była ona jego marzeniem od lat młodości: - Syn jest teraz zupełnie innym człowiekiem. To był cios, kolosalny dla niego. Myślę, że do końca życia będzie to pamiętał i będzie miał do końca życia ciężką karę. Nawet tą, którą wymierzy sąd, ale już ponosi tę karę, którą poniósł, spędzając czas w areszcie. 

Zarzuty

Rodzice oskarżonego wprost stwierdzili, że przypuszczają iż mogło dojść do matactwa w trakcie śledztwa, gdyż ich syna aresztowano, a Karolina F. pozostała na wolności. - Uważam, że pani Karolina została łagodniej potraktowana w tym przypadku, tak jakby stała się ofiarą, zrzucając praktycznie całą winę na mojego syna, że on był dowódcą, on narzucał cały przebieg tej interwencji. Syn został aresztowany, a ona nie. Możliwość matactwa - nie wiem czy z drugiej strony nie była większa możliwość matactwa, kontaktu z komendantem - stwierdził ojciec oskarżonego, wskazując iż Karolina F. miała możliwość przygotowania swojej obrony: - 11 maja 2018 roku spotkała się z komendantem w komisariacie, co miała służbę na popołudnie, a była dużo wcześniej w pracy - stwierdził.

W podobnym tonie zeznawała matka Filipa S.: - Nie wierzę w to, że jak mówiła Karolina F., wszystkie decyzje podejmował mój syn. Nie jest on osobą, która narzuca swoje decyzje drugiej osoby - stwierdziła i dalej dodała, że umiał on pracować z ludźmi, miał dużo kolegów i koleżanek w szkole, dlatego nie wierzy w to, że wszystko stało się tylko z jego winy: - Pani Karolina mogła w każdej chwili podczas interwencji przedzwonić do przełożonych, a jeżeli nie zrobiła tego, to najwyraźniej wszystko się zgadzało. Przecież Policja to specyficzna praca, służba dla ludzi i działają tam wspólnie i w porozumieniu. 

Matka oskarżonego stwierdziła, jak to mogło wyglądać: - Ten pan M. miał wypite, nie chciał jechać do matki, żeby jej nie denerwować, pokazywać się jej. Mówił, że matka choruje na serce, ma przymusowe leczenie, chce dopić sobie te piwa. Syn dobrze znał procedury i wiedział, gdzie trzeba tego pana zawieźć. Każdy policjant to wie - albo do domu do osoby, która się nim zaopiekuje, albo na izbę wytrzeźwień. Jednak czynnik ludzki wziął górę w tym momencie. Przecież w policji są ludzie, a założony mundur nie odbiera człowieczeństwa - przyznawała, dodając iż mimo wszystko aresztowanie było karą niewspółmierną, skoro Karoliny F. to nie spotkało: - Miała ułatwioną sprawę. Dochodziły nas słuchy, że ma powinowactwo rodzinne z komendantem. Wiem, że pracuje już jedna osoba z rodziny na komisariacie, więc ten grafik mam, w którym były nanoszone zmiany. Miała służbę rano, a dostała wolne w ten dzień. W tym czasie mogła się spokojnie przygotować i mieć ułożone zeznania - mówiła matka oskarżonego, dodając iż podczas pobytu w areszcie Filip S. nie miał szans na konsultowanie się z nikim, co kontrastuje ze swobodą, jaką dostała była policjantka: - Dlaczego ona też nie została aresztowana?

***

Postępowanie przed Sądem Rejonowym cały czas trwa. W dalszej części rozprawy zeznają kolejni świadkowie. Kolejna odsłona już na początku kwietnia br.

Galeria

7 komentarzy