Wydrukuj tę stronę
poniedziałek, 15 marca 2021 11:59

„Człowiek-szkodnik”, ucieczka po gabinetach i tydzień ostatniej szansy

 

Poseł Zbigniew Dolata zabrał na spotkanie asystenta, który nagrywał posiedzenie, mimo braku zgody zainteresowanych. Tymczasem dyrekcji szpitala został tylko tydzień na przygotowanie się do konkursu.

Wiosenne przesilenie w powiecie gnieźnieńskim przebiega pod hasłem ZOL-u i oddziałów z "Dziekanki". O ile sprawa Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego jest już "załatwiona", o tyle NFZ postawił nasz region pod ścianą, ogłaszając konkurs w trybie, który zaskoczył Starostwo oraz dyrekcję Szpitala Pomnik Chrztu Polski. Od tego już minęły dwa tygodnie i pozostał jeszcze tydzień na złożenie dokumentów. Dlatego w ubiegły piątek odbyło się spotkanie, zainicjowane przez starostę Piotra Gruszczyńskiego, który zaprosił do niego wszystkich parlamentarzystów i pozytywnie odpowiedzieli wszyscy - posłanka Paulina Hennig-Kloska, poseł Tadeusz Tomaszewski, poseł Zbigniew Dolata oraz senator Paweł Arndt. Sam przebieg zebrania był zaskakujący, gdyż wraz z posłem Zbigniewem Dolatą przyszła osoba, która zaczęła posiedzenie nagrywać. Jak twierdził parlamentarzysta, w jego opinii był to publiczne posiedzenie. 

- Panie pośle, naprawdę wypada poinformować osoby siedzące, że cokolwiek będzie nagrywane - przerwał po krótkiej chwili starosta Piotr Gruszczyński, który zauważył osobę z telefonem nagrywającą spotkanie. Na to odpowiedział poseł Zbigniew Dolata: - Oczywiście, że będzie nagrywane panie starosto, bo to nie jest spotkanie tajne, podziemne... Wówczas starosta odparł: - To nie jest spotkanie tajne i na to spotkanie muszą wyrazić zgodę uczestnicy i niech pan zachowa te zasady, które powinny tu obowiązywać. Takie próby w tym gabinecie się już odbywały i było to kulturalnie załatwiane. Następnie Piotr Gruszczyński zapytał uczestników spotkania, czy chcą być nagrywani. Etatowy członek zarządu Mariusz Mądrowski odparł iż na spotkaniu mają być ustalane strategie postępowania w konkursie NFZ i nie powinno się upubliczniać tego, co mogą wykorzystać inni uczestniczący w tym postępowaniu. Większość uczestników spotkania stwierdziła, że nie wyrażają zgody na nagrywanie. Zbigniew Dolata odparł na to, że konkurs jest transparentny i nie należy mieć nic do ukrycia: - To jest spotkanie publiczne, to nie jest spotkanie rodzinne i osoby publiczne nie mają żadnej możliwości, żeby publiczne spotkanie traktować jako spotkanie w jakiejś zamkniętej grupie z wyłączeniem jawności. 

Wobec takiej sytuacji starosta poprosił dyrektora Grzegorza Sieńczewskiego, by przedstawił te informacje w sprawie konkursu, które mogą zostać ujawnione, ale mimo to cały czas dochodziło do przepychanek słownych ze Zbigniewem Dolatą. Ten zarzucał iż chce nagrywać, bo w całej sprawie dochodziło już do przekłamań, a potem zaczął serię pytań, które w końcu zeszły na temat tego, kto i kiedy miał ukończyć budowę szpitala. W pewnym momencie starosta nie wytrzymał i przerwał spotkanie: - Panie pośle, z panem nie ma możliwości prowadzenia jakichkolwiek rozmów. Jest pan człowiekiem, który jest szkodnikiem w mojej ocenie. Chcę załatwić sprawę szpitala, a pan chce udowodnić, kto jest winny. Spotkanie nie będzie temu służyło - mówił Piotr Gruszczyński. Po tym, kiedy starosta część osób ze spotkania zaprosił do swojego gabinetu, tam również wszedł Zbigniew Dolata, dlatego również to zebranie przerwano i jego uczestnicy przeszli do innego pomieszczenia w urzędzie. Wtedy parlamentarzysta opuścił gabinet.

Jak przyznał dziś dyrektor szpitala Grzegorz Sieńczewski: - Problem pojawił się w momencie, kiedy to spotkanie miało być transmitowane online. Z panem posłem przyszedł pan, nie wiem kto to jest, bo się nie przedstawił, tylko włączył nagrywanie. Było to o tyle niepokojące, bo oczywiście miało to być spotkanie z parlamentarzystami, bo taka była wola starosty, by ponad podziałami ze wszystkimi porozmawiać i spróbować jakąś strategię ustalić. To nagrywanie spowodowało naszą trochę niepewność - nie wiedzieliśmy, czy jest to gdzieś transmitowane czy nie. To wzbudziło niepokój, nie dlatego, że mamy coś do ukrycia, tylko są pewne strategie, o których nie chcielibyśmy mówić, żeby inne szpitale się dowiedziały. Można wykorzystać czyjąś słabość albo to, że się udało coś zrobić lub pozyskać - stwierdził dyrektor wskazując na fakt iż zaproszenie posła był dowodem na to, że nikt nic nie ma do ukrycia. Dodał iż spotkanie nie miało służyć rozliczaniu rozbudowy szpitala, a do tego zmierzał w swoich wypowiedziach poseł.

- Cały czas prowadzimy wewnętrzne rozmowy i przygotowujemy się do strategii, by przystąpić do konkursu i podtrzymujemy, że zrobimy wszystko, by ten konkurs wygrać. Staramy się tak to ułożyć, by wystartować we wszystkich zakresach, które ogłosił NFZ. Nie wiem, czy nam się to uda, że będziemy gotowi do wystartowania we wszystkich zakresach, ale ten kluczowy tj. neurologia i udarówka na pewno wystartujemy i będziemy do tego jak najlepiej przygotowani - stwierdził Grzegorz Sieńczewski, dodając dalej: - Konkurs jest jawny i rządzi się swoimi prawami, niemniej są pewne strategie, które można wdrożyć, aby takie konkursy wygrywać. Nie wszystko chcielibyśmy od razu mówić i o wszystkim na żywo upubliczniać, dlatego, że może to działać ze szkodą dla szpitala. Tego chcielibyśmy uniknąć, prowadzimy rozmowy w jak najszerszych gronach i zapraszamy wszystkich, by sobie pomagać. 

Dziś także do sprawy odniosła się Wielkopolska Izba Lekarska, która wystosowała apel do starosty o to, by zadbano o pacjentów powiatu gnieźnieńskiego i podjęcie "wszelkich możliwych działań" by utrzymać na terenie powiatu gnieźnieńskiego opiekę w zakresie oddziału neurologicznego i leczenia udarów. 

Dalej w komunikacie WIL czytamy:Nie pozwólmy by umiejętności i doświadczenie gnieźnieńskiego personelu zostały stracone, nie narażajmy Gnieźnian na ryzyko opóźnienia pomocy w neurologicznych stanach nagłych, pokażmy, że najważniejsze jest zdrowie pacjentów, a nie kwestie polityczne. Niezrozumiała jest dla nas decyzja radnych odrzucających cesję kontraktu, która pozwalała na utrzymanie opieki neurologicznej w powiecie - zawarto w apelu. Przypomnijmy jednak, że od początku oba oddziały były kartą przetargową w zamian za ZOL i to właśnie na pozbycie się ZOL-u nie wyrazili zgody radni. Cesja byłaby możliwa i bez tego, ale władze wojewódzkie zdecydowały inaczej. Trudno więc odnosić się do apelu WIL, który początkowo adresowano do... starosty Beaty Tarczyńskiej (!), a która to nie pełni tej funkcji od ponad dwóch lat.

 


Komentarz. Wydaje się, że z całej gorącej atmosfery, jaka pojawiła się wokół problemu oddziałów neurologicznego oraz leczenia udarów, zaczynają z niektórych osób czy instytucji uchodzić już opary absurdów. Zwłaszcza, kiedy są osoby twierdzące iż nie mają wpływu na podejmowane działania niektórych instytucji, a jednocześnie zaledwie kilka dni czy tygodni wcześniej chwalą się one "załatwieniem" tudzież "wsparciem" jakiejś inicjatywy czy inwestycji na wysokich szczeblach administracji. To da się czy się nie da?

11 komentarzy